O: Pamiętam, ile ja mogłam mieć lat? Cztery, może pięć. Chyba raczej cztery. Był nalot samolotu, to znaczy samoloty latały ciągle i zbliżały się wojska, chyba niemieckie i tata mnie niósł na plecach… Nie, to musiałam mieć ze trzy lata wtedy, a może cztery. I te samoloty zbliżały się tuż, tuż i pamiętam były krzaki, to znaczy była droga, obok były krzaki, pokrzywy i tata bez namysłu, wylądowaliśmy w tych krzakach i w tych pokrzywach. Wspomnienie z wojny. Potem było jeszcze takie wspomnienie, to trzeba było uciekać właśnie z tej miejscowości, gdzie myśmy mieszkali, no i z tydzień czasu gdzieś tam po jakichś dalszych miejscowościach od tej linii frontowej, tam trzeba było przeczekać aż ten front przejdzie, no i dopiero można było wrócić do domu. A jak wróciliśmy do domu, to z gospodarstwa rodziców był dom, w trakcie budowy, ale już w połowie był zamieszkany. Był budynek gospodarczy. Zostało z tego tylko fundamenty. Więc to też wspomnienie z dzieciństwa. Później pamiętam mieszkaliśmy w takim budynku, przed wojną do był magazyn broni, a potem już tej broni nie było, więc można było w tym budyneczku zamieszkać. Tam były trzy pomieszczenia, tak nawet fajnie się mieszkało. I było Boże Narodzenie i rodzice przygotowali choinkę, na której było kilka papierków i pamiętam były dwa jabłka. No to już wtedy miałam chyba z pięć lat. I obok tego budyneczku, w którym myśmy mieszkali był wielki barak, w którym mieszkało niemieckie wojsko. To było tak tuż przy szosie, coś w rodzaju jak w cukrowni tutaj, wielki barak, to znaczy urządzone. Nie, jako tak sklecony, tylko przeznaczony do zamieszkania, bo tam była budowana szosa i ci robotnicy, którzy budowali tę szosę musieli mieć odpowiednie warunki, a jak szosę wybudowali, budynek został do użyteczności, kto go potrzebował. I tam stało wojsko. I ta choinka była przygotowana, pamiętam jakieś tam światełko było na tym, bo to jeszcze były karbitówki i takie jakieś tam światełko oświetlało to pomieszczenie i przyszedł pułkownik w tym budynku, gdzie wojsko to mieszkało, no tam były różne te rangi i to był pułkownik, bo tata trochę znał niemiecki i zwracał się do Pana tego pułkownika. I ten pułkownik usiadł koło tej choinki i rozpłakał się. No patrzyliśmy wielki dostojnik, ja to małymi oczami, rodzice dorosłym wzrokiem, czego on rozpłakał się, a on mówi – ja już swojej rodziny nie zobaczę. A tata pyta się – dlaczego? – Bo idziemy na wschód, a stamtąd powrotu nie ma, przynajmniej dla mnie. No to tata mówi – to, po co Pan szedł do wojska? Przecież mógł Pan do wojska nie iść. Takie małe dziecko i takie rzeczy pamięta. A on mówi tak – gdybym odmówił w Niemczech pójścia do wojska, to ja bym poszedł do więzienia, a moja rodzina byłaby pogardzana i… Brak mi w tej chwili wyrazu. Po prostu uznawana, jako rodzina zdrajcy. – A ponieważ ja poszedłem do wojska i jeżeli ja zginę, to ja będę bohaterem, a moja rodzina będzie w poszanowaniu, jako rodzina bohatera wojennego, więc nie mogłem nie pójść do tego wojska. Wspomnienia wojenne. Jak się żyło dzieciom? Bawiły się. A o jakiej zabawie tam było można mówić? Stał na podwórku moździerz, z którego wyrzucano kule do miejscowości takich zalesionych, w której podejrzewano, że tam mogą być wrogie rosyjskie czy ukraińskie wojska, czy partyzanci. Raczej partyzanci. I pamiętam siedziałam przy ścianie, a na górze nade mną było okienko. To była zbrojownia. To nie były normalne okna, tylko takie małe okienko. Więc tata założył to okienko okiennicą, a po bokach były wywiercone otwory i była założona taka metalowa sztaba. I ja pod tą ścianą siedziałam i jak ten moździerz wyrzucał te pociski, ta sztaba się obluzowała i ta sztaba odpadła i ta okiennica z tego okna wyleciała. Dobrze, że poleciała dalej, bo ja sobie dalej siedziałam pod tą ścianą, a to wszystko było przede mną. Tak wyglądała zabawa dzieci w czasie wojny. Znowu u sąsiadów, ale to już było po wojnie, to już stały rosyjskie, a może niemieckie, a może rosyjskie czołgi, przy głównej szosie. Ale to było na szosie tylko zepchnięte na bok i na poboczach. I pięciu czy sześciu chłopaków takich nastoletnich poszło gdzieś tam do tych czołgów, bo widocznie wymknęli się rodzicom albo nie przyszło tym rodzicom do głowy i tam znaleźli jakiś pocisk czy coś, nie wiem, bo to jak się ma sześć lat to aż takiego rozumu nie ma, a to na pewno było wtedy. I ten pocisk rozerwał się i tych chłopaków rozniosło. A że jeden z nich, rodzina jego mieszkała za płotem, więc babcia tego chłopca poszła, pozbierała szczątki tego Januszka, włożyła do prześcieradła i te kawałki tego Januszka przyniosła do domu i dopiero złożyli go w jakąś tam trumienkę i dopiero, bo wiem, że tę trumienkę to nawet mój tata robił, bo był stolarzem i sąsiad przyszedł, żeby zrobić tę trumienkę i dopiero tego Januszka jakoś tam pochowali.
O: Taka zabawa dzieci. Jeżeli bawiły się, to bawiły się w zabawy związane z wojskiem. Opowiadał kiedyś mąż, bo teraz już nic nie opowiada, bo cierpi na amnezję, że tutaj stało po domach, po zagrodach wojsko niemieckie. I zebrało ich się chyba ze trzech tutaj, w tym sadku tam trochę dalej stał samochód, taki łazik niemiecki. I nikogo nie było. Mąż i jeszcze… To znaczy mąż… Chłopcy sześcio-siedmioletni poszli do tego samochodu, niezamknięty widocznie był, niezabezpieczony i tam w tym samochodzie jakaś broń podobno była i jeden z Niemców zobaczył tych chłopaków, wziął za kołnierz męża, przychodzi do teścia i mówi – Janie, pilnujcie tego swojego partyzanta, bo był w niemieckim samochodzie. Ale czy tu nie widać człowieczeństwa? Zamiast wziąć zastrzelić tego chłopaka, tych chłopaków, bo ich tam było trzech, że weszli do niemieckiego samochodu, to on za kołnierz przyprowadził do ojca i mówi – pilnujcie sobie swojego partyzanta. Ojciec ma pilnować, a on nie ruszył, bo to było dziecko.
O: Taka zabawa dzieci. Jeżeli bawiły się, to bawiły się w zabawy związane z wojskiem. Opowiadał kiedyś mąż, bo teraz już nic nie opowiada, bo cierpi na amnezję, że tutaj stało po domach, po zagrodach wojsko niemieckie. I zebrało ich się chyba ze trzech tutaj, w tym sadku tam trochę dalej stał samochód, taki łazik niemiecki. I nikogo nie było. Mąż i jeszcze… To znaczy mąż… Chłopcy sześcio-siedmioletni poszli do tego samochodu, niezamknięty widocznie był, niezabezpieczony i tam w tym samochodzie jakaś broń podobno była i jeden z Niemców zobaczył tych chłopaków, wziął za kołnierz męża, przychodzi do teścia i mówi – Janie, pilnujcie tego swojego partyzanta, bo był w niemieckim samochodzie. Ale czy tu nie widać człowieczeństwa? Zamiast wziąć zastrzelić tego chłopaka, tych chłopaków, bo ich tam było trzech, że weszli do niemieckiego samochodu, to on za kołnierz przyprowadził do ojca i mówi – pilnujcie sobie swojego partyzanta. Ojciec ma pilnować, a on nie ruszył, bo to było dziecko.
Podobne wpisy
- Opowiada: Jadwiga Kusiak. Fragment rozmowy - 1
Opowieść o życiu kulturalnym dawnej wsi, wspomnienia z dzieciństwa w…
- Opowiada: Jerzy Wanarski. Fragment rozmowy - 2
Opowieść o placówce wojskowej AK w Pawłowie.
- Opowiada: Jerzy Wanarski. Fragment rozmowy - 1
Opowieści z czasów wojny i okupacji o Pawłowie i okolicach.
- Opowiada: Jerzy Wanarski. Fragment rozmowy - 4
Ciąg dalszy opowieści o Pawłowie.