Otóż w dziewięćdziesiątym… nie, w dwutysięcznym roku zadzwonił do mnie, ja już zbierałem materiały do tej gminy żydowskiej, zadzwonił telefon późnym wieczorem, godzina 24 – Pan Dederko? – No tak. – Ale na pewno Pan Dederko? – No na pewno. Słucham, o co chodzi? – Tu Holzblat mówi. – A skąd Pan dzwoni? – Z Giwatajim. – Skąd? – Giwataim. Nie bardzo wiedziałem co to jest to Giwataim, to jest miasto w Izraelu. – No, bo proszę Pana ja słyszałem… – Skąd Pan ma moje nazwisko? – Wójt mi powiedział, podał Pana telefon i nazwisko. I powiedział, że Pan się Żydami interesuje. Jak to się Pan Żydami interesuje? W jaki sposób? Ja mówię – proszę Pana, chcemy pisać książkę o Żydach, ponieważ trafiłem na materiały i one wszystkie leżą w jednym miejscu, prawda, nic nie trzeba chodzić, szukać, tylko siąść, opracować to i tego. No i w końcu ja… On mówi tak, że on chce przyjechać tutaj do Sawina i chciał się ze mną spotkać. No dobrze. Umówiliśmy się, ja pojechałem, ale wcześniej rozmawiam z wójtem, mówię tak – no po coś ty podał moje nazwisko do Izraela? – Bo ja nie lubię Żydów. Mówi – co, taki mądry Żyd pięćset rubli wysłał i chce, żeby cmentarz ogrodzić. A Żyd faktycznie wysłał pięćset rub… nie rubli tylko dolarów. Faktycznie wysłał pięćset dolarów i przyjechał sprawdzić, co za te pięćset dolarów zrobiono. A ten wójt mówi tak – no, co ja mogłem zrobić za te pięćset dolarów? Nająć geodetę, żeby znalazł, odszukał ten cmentarz i zmierzył, wymierzył go, wyznaczył granice. I to geodeta zrobił za te pieniądze. Przyjechał Żyd, no i ja uczestniczyłem w tym spotkaniu, razem z wójtem, razem z tym Żydem i Żyd mówi tak, że on chce teraz ten cmentarz ogrodzić. No i chce, żeby zawołać jakiegoś rzemieślnika, który by ten cmentarz ogrodził. No i rzeczywiście zawołano tam takiego faceta, ten facet przyjechał, no i jest targ, prawda, żydowski, jak to po żydowsku. No jak to ogrodzenie ma wyglądać. Pyta się Żyd – jak Pan to widzi? – No proszę Pana ja bym zrobił betonowe – bo miał betoniarnię swoją – betonowe słupki zrobił i żerdzie do tych słupków przymocował. I tak faktycznie zostało zrobione. ¬– A ile Pan za to chce? Tutaj zaskoczyło tego faceta, bo on tak nie wiedział, ile tych słupków pójdzie, ile tych żerdzi. No tak myśli, myśli, no i mówi tak – ostrożnie, żeby powiedzieć, to może trzy tysiące. – Dlaczego tylko trzy tysiące? Dlaczego nie cztery? No to ten myśli, myśli – no to ile Pan chce? – No cztery. – Ale ja Panu nie dam cztery. [śmiech] – No to ile Pan da? – Trzy dam. Potargowali się? Potargowali się. I dał te trzy tysiące, zapłacił. Ale potem mówi do mnie tak Żyd, on się nazywał Mordehaj Holzblat, czyli Mordko inaczej albo Moszek, bo to jest to samo imię. I mówi do mnie tak – proszę Pana, ja bym chciał z księdzem porozmawiać. Ja mówię – no co, a dlaczego Pan chce z księdzem porozmawiać? – Proszę Pana, ja chcę porozmawiać po prostu. No, więc ja zadzwoniłem do księdza, ksiądz akurat był na plebanii, zgodził się, więc pojechaliśmy na plebanię i on mówi tak – proszę księdza… Nie – Panie ksiądz, ja bym chciał, żeby ksiądz ogłosił na kazaniu, że ja przyjechałem, że chcę ogrodzić cmentarz i żeby tego cmentarza, tego płotu nie niszczyli, żeby go uszanowali. I ksiądz to ogłosił na kazaniu i faktycznie, ale płot ze starości już upadł.
Podobne wpisy
- Opowiada: Mirosław Dederko. Anegdoty sawińskie. Fragment - 2
Handel nieruchomościami po sawińsku.
- Opowiada: Mirosław Dederko. Anegdoty sawińskie. Fragment - 4
Zjazdy rodzinne w Sawinie.
- Opowiada: Mirosław Dederko. Anegdoty sawińskie. Fragment - 1
O żartobliwym weterynarzu z Sawina
- Opowiada: Mirosław Dederko. Fragment - 2
Opowieść o spotkaniach po latach wysiedlonych Ukraińców i Polaków.