O: Byłem pierwszym uczniem w szkole, cały czas.
B1: Przepraszam, bo ja [00:00:06]…
O: Ale w szkole był tylko trzy oddziały.
B1: Mhm.
O: Trzy oddziały było tylko w szkole.
B1: Jeszcze, jak by Pan mógł powtórzyć, gdzie Pan. Zaczął Pan od tego, że miał Pan dwie ojczyzny, tak? Ja nie dosłyszałem, jak się nazywała miejscowość.
O: Miejscowość moja jest Jankowce była.
B1: Jankowce, mhm.
O: Tak Jankowce. Polska wioska Jankowce. I te sąsiednie też wioski byli polskie.
B1: Mhm.
O: Jedna się nazywała wioska Ostrówki i Wola Ostrowiecka i moja wioska Jankowce i Kąty w stronę Lubomla i Ramacze parafia.
B1: Mhm.
O: Nasza. To cztery wioski było tam, czy pięć.
B1: I to powiat, jaki był?
O: Powiat, to był, Luboml.
B1: Mhm. Najbliżej koło Lubomia, mhm.
O: Tak. A gmina Berewce.
B1: Mhm.
O: Wołyńskie województwo.
B1: Tak, mhm.
O: O. No i chodziło się tam do szkoły i ile tam, tam chodziłem dwa lata przed wojną, czy rok. Nie pamiętam dokładnie. Przed wojną.
B1: Mhm.
O: W trzydziestym dziewiątym roku zacząłem chodzić do szkoły. No i później już Ruskie przyszli. Wojna była, nie raczej. Cały czas wojna. To mogę panu powiedzieć. To tak, jak skończyła się ta wojna przyszli Ruskie. Nie było wojny, nie było żadnej wojny. Nie było, tam nie było tak, tak jak tu panie ja w telewizji słyszę, że nóż w plecy, nóż w plecy dla Polski, to nie było tak. O.
B1: Mhm.
O: Dość dobrze, dobrze się czułem. Zresztą nie tam nie obchodziło kiedyś takiego pacana polityka [śmiech] O. Dobrze się czułem. Ruskie przyjechali, to można było podjechać samochodem [00:02:04]. Taka była drewniana kabina. Podjechać. Tam nic nie mówili panie. No o i do szkoły chodziłem. Już za Ruskiego też chodziłem. To później ta polskie nauczycieli, tak jakby uciekli gdzieś, bo to było wtedy takie przejście, jeżeli Niemiec zajął Polskę tam na Pomorzu.
B1: Tak.
O: To, to wszystko z całej Polski szło na wschód. Szli dniami i nocami, tzw. nazwane po, po ukraińsku bierzancy. Szli dniami i nocami, w tamte stronę. Nie uciekali na zachód, tak jak teraz uciekają, tylko na wschód. Szli i samochody mieli niektóre. Tam tych samochodów mało było. Rowery tam, tego, po drodze zostawiali. Szli. U nas przy, przy trasie do Lubomla mieszkałem.
[do pomieszczenia wchodzi osoba trzecia – rozmowa niezwiązana z tematem prowadzonej rozmowy] O: I przy trasie głównej drodze Luboml – Kowel, to szli dniami i nocami, a my mieliśmy przy tej przy tej trasie mieszkanie, taka, na koloni nie we wsi, to nocowali, cały czas nocleganty byli. To pięć, to czworo, to dziesięć, to dwanaście. I przenocują Panie, tam jeden dzień, dwa odpoczną i dalej idą, no. To taka była wojna. Samolot, jeden widział przez ten czas samolot. Jeden orszak, taki nieduży Wojska Polskiego widziałem, to była kawaleria. O, z chorągiewkami na lancach. Przyjechali i pojechali. Tyle było wojny. O, a ten samolot, jak leciał, o, o, wszystkie leci samolot panie i tam chowają się pod drzewa. A on, jak leciał, tak poleciał. Tam żadnego strzału ja nie widziałem.
B1: Mhm.
O: O, i te Polaki byli, byli nawet z Pęplina. Ja dopiero na mapie odnalazłem. Z Pęplina i z Tczewa nocowali u nas.
B1: Mhm.
O: No. I później przenocują, odpoczną to tam dzień, dwa i idą dalej. To, to szli to panie całe parę miesięcy. To szli tak. No i później już to, szli i przeszli. Zaczął gospodarzyć Ruski. Nie było Niem… Niemcy tu byli. Ruski zaczął gospodarzyć zaraz w sąsiedniej wsi ukraiński kołchoz założył. Nawieźli bydła panie tam. Kołchoz zrobili. No i tam takie gospodarstwo takie – kołchoz – wtedy mówili w kołchozku. O to ono było dłużej, długo jeszcze było. I tak było przez dwa lata. Przez dwa lata byli Ruskie. U nas do szkoły przyjeżdżali. Nauczycieli już nie było, tylko jakieś dwie Żydówki przysłali do nauczania po rusku, panie i po polsku, no niby po rusku. A później jeszcze żołnierz ruski przyjeżdżał uczyć się, uczyć po rusku. No i byle jak czytam i piszę też po rusku. Nauczyłem się, no. Do dzisiejszego dnia pamiętam. Książki nawet, nawet dość grube czytam po rusku, takie starsze, starsze tam. Z pięćdziesiątego drugiego roku jeszcze. No. No i przez dwa lata tak było. Później Niemiec był z tej strony Buga. Na Bugu tak, jakby ta granica powstała, niby.
B1: Yhym.
O: To nie była, jaka granica, bo Niemcy przechodzili przez Bug, przechodzili. Za Bugiem byli po wioskach Holendry, tak jak i tutaj. Wie pan panie Mirku – Holendry byli też tam w Sajczycach, czy w Sawinie.
B2: Tu Holendernia przecież jest u was.
O: To właśnie, to gdzie mieszkam, to się nazywa Holendernia.
B2: No właśnie.
O: A teraz już tylko…
B2: A teraz krowy, tej, a krowy, mleko, masło ser wozili do Lublina stąd.
B1: Aha.
B2: Do zakonu któregoś tam, nie pamiętam w tej chwili, ale to jest w książce u mnie napisane.
O: Przywozili, ja tego nie pamiętam, tylko była nazwa Holendernia była. Jeszcze po polach panie się wyorowało, to obory były, czy coś. Tam jakieś owcze, czy pierun wie panie. A także, że była Holendernia. To Niemcy przychodzili przez Bug. Konszachty mieli z Ruskimi i tych swoich Holendrów wycofali. Może Ruski nie wiedział, po co, ale oni wiedzieli, po co.
B1: Mhm.
O: Wycofali ich, puścili trochę z Chełma, bo tu w Chełmie, jak Ruski przyszedł, to jakoś tak było, że w Chełmie tych Ruskich trochę oni w Borku tam byli, plenne, czyli niewolnicy. Nabrali tych Ruskich
B2: Trzysta dziewiętnaście.
O: Tam oni w tych, w tych. No byli takie zagrodzone i mieli tam koszary, jak się nazywali, kiedyś nazywali tam po chachłacku panie. W Chełmie. I później ich puścili. To jak te plenne szli, to każdego po czerwonym, czerwoną farbą malowali, tak pokropili. Tych, tych Ruskich plennych. I oni szli, ale tak głodne. Oni to trawę jedli w Chełmie. Szli i od razu za jedzenie, jak który złapał żarcia tam trochę zjadł to i wziął wykończył się. O, a który jeszcze chwycił pani jakieś cebulkę, czy coś tako, sucharka po trochu, to przeżył. I tak te plenne, szli, szli i tam i nie wiem, czy oni doszli, czy nie doszli, czy po drodze wszystkich ich szlag trafił. O i tak jeszcze było po tych plennych, jeszcze był spokój może z parę miesięcy, a później pogna… Bydło pognałem do lasu, bo w lesie pasłem. Ogólnie cała wieś pasła w lesie. Bo to dworskie było takie, jak to się mówią, pańszczyzna taka była tam, gdzie ten dwór był w Równie. Był taki, jak on się nazywał psia krew? Raczyński. Raczyński się nazywał w tym dworze, co później zrobili Ruskie kołchoz na tym miejscu. To taki to las był. Oni to w tym lesie używali, nie używali, nie użyło. Nie wiem, z czego on żył. Ot, jak bydło pasłem, to przyjdzie zajmie bydło i dzień pracy, dzień pracy za to, dzień pracy. A u Sówka była pani Kończewska się nazywała, też pani taka, Kończewska. O także mi się, to nie pomieszał z tym, z tym wszystkim. I później proszę pana, jak, jak Niemiec to wszystkich swoich tych Holendrów zabrał, to jeszcze ze dwa miesiące było tak, mniej więcej spokój. No był tu Niemiec z tej strony, ale, a tam był spokój, normalny, tam Ruskie byli, spokój było, ale szykowali się do wojny Ruskie. Szykowali się, bo tam takie nawet na naszym polu, mego ojca polu. Zbudowali takie, toczkę, tak zwany bunkier cementowy. Tam zaglądał on panie, tam pasłem bydło. Po machorkę do nich chodziłem dla ojca. Oj. Nocowali po chałupach. No, ale już i tam w zagrodzie robili druciane takie to tamto. Tak jakby to wojna miała być, ale był spokój. I później pognałem to bydło tak jak mówię do lasu. Tylko zagnaliśmy bydło do lasu. Tam nas więcej było takich łybcunów, jak ja, a to panie brr za maszynki, tylko szum po liściach. Cza, cza, cza panie maszy… Maszynowe karabiny panie. Raz, drugi raz, trzeci raz i ucichło. Ucichło. Dalej zagnaliśmy było, e już Niemcy panie siedzą, łowiki porozwieszali na krzaki, nogi pozadzierali, grzeją. Panie brody golą, lusterka wszystko. No i później przygnałem do domu krowy. Na podwórzu stoi działo. Niemców do skurczy syna. Płot wywalony. Oni leżą panie, golą się, myją się. Ojciec mówi Niemiec był w mieszkaniu i zobaczył twój dyplom, to nie mało mówi mnie zabił. A to był taki dyplom, taki spory dyplom, bo tak jak powiedziałem z początku, że jednym z ważniejszym uczniów, z ważniejszych uczniów byłem w szkole wtedy. I powydłubywał Niemiec oczy El…, Bo to z jednej strony był Lenin a z drugiej Stalin na tym dyplomie. Powydłub…Oczy i czepił się ojca panie, co to takiego. Ojciec troszkę po niemiecku umiał, może niemiecku może po żydowsku, bo to podobna mowa. Także tam jakoś się wymotał. Oj mówi to mnie nie mało Niemcy zabili za ten dyplom panie i tego. Oj no i po, po wyspali się na podwórzu. Słońce było tak dość, dość, bo to było przed żniwami ciepło i nie było strzału, więcej niczego, tylko to, co w lesie, a to, co w lesie był ten strzał, to był tylko tak o, na wiatr. I poszli dalej. Czego tam pytał się ojciec, czego dalej nie idziecie? A on Niemiec mówi, że na frygi czeka. Przyjadą mówi frygi nasze, to. No nie wiem, co to frygi samochody czy tam czołgi, nie wiem. Pójdziemy dalej. I ta aaa. Jeszcze przedtem jak tu przez ten Bug szli, to proszę pana te wszystkie strażnice tak jak dzisiaj są ponad Bugiem, to wszystkie te strażnice szlag trafił. Wy… Pozabijali Niemcy. Gdzie, który uciekł, gdzie, który nie uciekł panie, gołe w kalesonach uciekali, bo to było z rana. O także to poniszczyli od razu. No dla dzieci była frajda, bo to po tym, po tym jak Niemiec pognał Ruskiego, to tak te byli CKM-y na kółkach takie.
B1: Mhm.
O: Djuchtory ich nazywali. Nie djuchtory, to były RKM-y, a to był no czort jego wie, czy maszyny – tam to i tam byli jeszcze tam panie nimi, jak się nas banda zbierze to operowali. O, no i poszli, no i poszli panie Ruskie. Przyszedł Niemiec panie, porządek zakłada, a jak to na nic, to koń brudny, to baba nogi ma brudne panie, to [00:13:55] panie. Walą. Szła jedna panie dziewczyna taka mówi, a on, mówi „o panienka Schein”. A ta panienka odpowiada mu, tak samo chciała powiedzieć „pan też Schwein”. Bo to, bo to schein, czy Schwein to wszystko jedno, schein. Ona. Niemiec powiedział, że to ona ładna, a ona mówi, ale nie popadła „pan też Schwein”.
B2: Schwein to świnia.
O: A Schwein to świnia. A on ją ryp charat Kapo w twarz tutaj.
B2: [śmiech].
O: Oj. I tak, i tak ćwiczył ludzi tam panie. I zaraz te Ruski brał na wojenny stroi i takie zagrody robili. Od nas wziął dziewięć ludzi, z naszej wioski. I poszli do tej roboty. Okopy kopali, okopy, czy tam grodzili. Niemiec, jak je złapał wszystkie wyduł, co do jednego. Dziewięć sztuk zabił. Dziewięć ludzi od nas zabił. Jednego dnia. O, mego stryja też zabił wtedy. Jak Niemcy szli już na Luboml, na Kowel tędy, bo Rymacze było siedem kilometrów od nas, a stryj w Rymaczach mieszkał, to wziął dziecko, taki Franciszek Koguciuk jest w Chełmie. Franciszek Koguciuk, kiniarzem kiedyś był.
B2: Tak? To przyjeżdżał do Czułczyc pewnie, no mniej, no mniejsza o to.
O: Do Czułczyc się ożenił? Nie to może syn jego?
B2: Ale kino objazdowe.
O: Tak objazdowe kino, co było.
B2: No.
O: Franciszek ten.
B2: Po wsiach jeździli.
O: To jego ojca. On już jego, bo był no na rękach. Uciekał gdzieś tam, uciekał schować się, bo to wojna. Uciekał i żytem gdzieś szedł, a Niemiec halt, halt, a ten uciekał panie i zabił go. I ten upadł i ten chłopak pod nim. Dopiero znaleźli za jakiś czas jego, tego chłopaka. Starego zabili, stryja, a to ten właśnie Franciszek. Tego Franciszka uciekał. O, on tam ma jeszcze w Torce dwóch braci, bo ich czworo było, to, to jeden już się tu urodził, a ich troje było wtedy, to stryja zabili Niemcy. O, i we wsi dwóch zabili. Był jeden głuchy, Grabowski się nazywał. Taki trochę zarośnięty panie, daj pan brodę miał. Tylko był, tylko był taki chłop, taki Poluszek był no, jak to za Bugiem, ale był głuchy. A drugi był też taki sam nieogolony, ale miał suchy bok jeden. Oleś – Koguciuk się nazywał. Oleś. I tego złapali. Jud, jud, jud, jud a ty, co ty rozumie? Taki człowiek. Pach w łeb – zabił. Tego Grabowskiego też tak samo, nieogolony, a on był głuchy. Coś tam szwargotał Niemiec ten i ta i tak nie słyszał. Wziął go też zabił. To tych dwóch pochowali. Kaplica była u nas taka we wsi. I tam schodzili się panie ludzie na nabożeństwa i tam ksiądz, księdza nie było, ale przyjeżdżał tam na większe święto. To na te, na ten ogrodzona była i za tym ogrodzeniem pochowali ich obu. I tam temu chyba cztery, czy pięć lat jeździł na ekshumację po bulbowcach, do Ostrówek i myślę odwiedzę swoje wioskę. Odwiedziłem, no tam jeszcze było, było można tak wszystko. Drzewa były, sady, to można było rozpoznać wszystko. O, zobaczyć, ale coś tam nikogo nie było, po co to ja tam panie. Ja tam niepotrzebny, ja tam nie miałem żadnej rodziny. No, bo to byli, była polska wieś. I później wstawiali tablice. Takie tam tych zabitych, bo podczas rzezi zabili czterdzieści sześć u nas ludzi we wsi. Czterdzieści sześć ludzi zabili. To tak mego stryja teściową zabili, no to byli tacy kuzyni po prostu. Ten Grabowskie i zabili ciotkę, to nie ciotkę, tylko mego ojca stryjeczne siostrę zabili i zabili ciotkę ojca. To, to, co z kuzynów. No i tych razem wszystkich ludzi było czterdzieści sześć, co zabili. O, no to tam ich wszystkich zabrali na cmentarz do… Bo parafia była w Rymaczach, to do Rymacz na cmentarz ich wszystkich zabrali. Tych, co Niemiec pobił też w Rymaczach, bo najpierw była parafia Luboml, nasza później już w Rymaczach. Do Rymacz i tam stawialiśmy te tablice, tam jest pięćdziesiąt sześć, ale to te dołożyli, co Niemiec pobił. Pięćdziesiąt sześć zabitych z mojej wsi. Te tablice stawialiśmy tam, ale to już było po ekshumacji. O, i już ni mam, po co tam jechać. A jeszcze cóż tam jeszcze więcej? I na tym się skończyło. A co chodzi o wojnę, potem jak już to wszystko poszło na Wschód, Niemiec pognał Ruskiego, o, to najpierw Niemiec rządził i tak narobiło się takich band, jak tutaj. Tutaj takie same bandy byli. No panu się nie będzie dobrze po… nie, nie będzie się podobać. Ja powiem, jak było.
B2: Nie, dlaczego.
O: Narobiło się takich band. Przyjdą w nocy panie, co chcą wezmą i jeszcze konia i żeby ich ktoś zawiózł panie, nabiorą. Po prostu kradli. Ale to byli Ukraińcy. Ukraińcy nie Polacy. No, ale tak nazywali bandy. To tego wezmą, to przyjedzie nazad, ale nie przyjedzie, albo gdzieś przepadnie już. To tak było za Niemca. Do samej rzezi łazili te Ukraińcy panie. Po prostu po cichu tak, łapali ze wsi, to z jednej strony, to jednego zabiją, to, to parę zabiją i tak brali, co. No bandy normalnie. Ludzie się ich bali. Tak chodzili, chodzili, a później Ukraińców Niemiec brał do mi… do policji. Polaków nie chciał. Tylko brał Ukraińców. Ich było w Lubomlu do cholery tych Ukraińców, milicjantów. I oni tam w Lubomlu służyli Niemcowi, jak trzeba. Polaków nie chciał brać, tylko Ukraińcy. I później te Ukraińcy, jak już, już tutaj połazili po wsiach wszędzie, już wiedzieli gdzie to polskie wioski tak dalej, bo to sąsiedzi wszystko byli. Naokoło ukraińskie wioski byli. Uciekli z Lubomla z tej milicji. Z bronią ze wszystkim uciekli. Niemiec ich wcale nie łapał. Uciekli i już regularnie ukraińska, bolbo… bolbowskie bandy się zrobili. O, już tam mieli broń panie tego. I podczas napadu to tak, podczas napadu na nasze wieś na Ostrówki, bo to cztery wioski zaatakował jednej godziny. Może niejednej, ale prawie, że jednej. U nas to tak, słońce wschodziło Ostrówki i Wola już wzeszło słońce, a u nas jeszcze nie. Zaatakowali cztery wioski. Tak, co dziesięć, to jeden z karabinem zardzewiałym jakimś albo z tym, co uciekli. A resztę kosy, siekiery, młotki, co kto miał. O. Ta, ta myśmy nazywali ich bulbowce, tak bulbowce – Ukraińcy. To przecież ja nie znałem ich, ale ojciec niejednego, nie dwa widział, bo czekał, czekał śmierci, mój ojciec. To widział. Z resztą znał ich. O, i później tak nie wiem, którego to było, w każdym bądź razie było po żniwach już. Napadli. Ja tak o rano się przebudziłem. Pach, pach, pach na tych Holendrach. O ja mówię zabijają te bandy, zabijają Holendrów, czyli bulbowcy. Zabijają Holendrów, ale tych Holendrów już nie było. I tych Holendrów znałem. Chłopaki, chłopaki takie kolegów. No, ale jak a ojciec wziął wstał, to mówi, a on był inwalida mój ociec. Taki wojskowy inwalida. Miał zesztywnienie kręgosłupa. Mówi do mnie bierz ten kuferek taki z dokumentami był i Stacha – brat mój młodszy dwa lata – i idźcie do stryja. Uciekajcie. To my złapali to pudełko i z domu panie do stryja. Patrzymy już za stodołę, wle… wyszliśmy stryj już ucieka panie wtedy na Jagodzin. I dopiero tak tam na polu spotkaliśmy. Ciotka panie z płachtą na plechach tam miała pierzynę, czy co w rękach panie i dzieci troje chyba było i stryj i już tak tam wędrują w tamtą stronę uciekają. Myśmy, odeszli, odeszliśmy pięćset metry, to już cała wieś paliła się. Ryk słychać było krów, bo tak nie było słychać więcej nic. Kto wypuścił, to wypuścił, kto nie, a kto dłużej wypuszczał, to został na miejscu już, już dalej nie poszedł, a kto zdążył panie to uciekł. Kto uciekł, to dobrze, a kto nie uciekł, to został tam. Później pozbierali. Wszystko się spaliło – kury, no które kury nie były zamknięte, to się nie spaliły. Świnie, bydło, wszystko, bo później. Odszedł ten no pięćset metrów, nie dalej. To cała szeroka taka masa ognia. Spróbuję, kiedy odmalować.
B2: O właśnie.
O: O. I tam ktoś malował, w Hucie jest w kościele.
B2: W Hufcu?
O: W Hucie. W Rudzie Hucie.
B2: W Rudzie Hucie?
O: Tak tam jest, bo tam jest pomnik tych, tych 27 Dywizji.
B2: Aha.
O: O, i tam ktoś namalował, ale tak nie za bardzo, nie tak, jak ja widziałem. O i to wszystko się spaliło i myśmy poszli tam do Jagodzina, na Jagodzin z bratem na takie podwórze było duże. Tam już ludzi było pełno, tych uciekinierów, z jednej wioski, z drugiej wioski już wiozą panie tych chorych, tych rannych, bo tam do tego Jagodzina szła z Ostrówek droga. Tą drogą jechali i wszystkie do Jagodzina i tam już po wszystkich podwórzach ludzi pełno panie – tych, tych uciekinierów panie. Oj i czekaliśmy, czy ojciec przyjdzie, czy nie przyjdzie, czy będzie, czy nie będzie. Pod wieczór przyszedł z matką i z siostrą. O, a ojciec był jak, jak wspomniano inwalida wojskowy. Już nie mógł uciekać, to wlazł w kupkę naprzeciw sąsiada. W kupkę, nie wiem, z czym tam była, czy z prosem kupka, czy, czy z grochem, coś tam było jeszcze. I te i z siostrą, i z matką tylko przesiedzieli. Cała wieś się spaliła i mieszkanie się spaliło nasze i sąsiada. I jeszcze ich minęli, jakiś sto pięćdziesiąt metrów jeszcze minęli, dalej na kolonii, jeszcze popalili Ruskie, a ojca nie zna… nie znaleźli w tej kupce. I jak już to się spaliło, ucichło, bo zaraz się zmyli, uciekli. Podpalili panie całe wieś, całe wieś. Podpalili i uciekli. I ojciec stał i wygląda i widzi bulbowiec. O już umarł. Prosto do niego. Podszedł bliżej, a to sąsiad był. Gdzieś tam siedział też w dziurze w jakiejś. Przyszedł i dopiero wyleźli. Przed wie… Przed wieczorem nas znaleźli w Jagodzinie, o z bratem. I tego sąsiada też zabili. I. Struś się nazywał ten mój sąsiad. Ludwik Struś. Zabili i spalili. Pod kuchnią kości byli tego starego, a te kto dał rady to uciekł, słyszy. Tam jeszcze sąsiadkę jego zabili. No, tak jak mówię zabili wszystkich czterdzieści sześć na moje, na moje rachunek, o. No a tam się na tablicy się znalazło, ktoś tam z Chełma panie, tam też znajomy z tej wioski postawił te tablice zrobili, to pięćdziesiąt sześć jest o dziesięć dołożył na pewno tych, co Niemiec zabił. O, i to by było tyle. I tam jak siedzieliśmy tak już wiozą rannych na furze, idą pozawijane głowy, ale wszystkie szli z Ostrówek, bo nasze, z naszej wioski nie było rannych tylko, co zabili, to zabili, a to, co uciekło, to uciekło. Z Ostrówek już rannych wieźli tam. No i, i nie spalili Ostrówek. Ostrówki nie było spalone, tylko ich zganiali wszystkie. Na zebranie, na zbor, na zbor, na zbor, to do kościoła panie, to do szkoły. I tam ich wykatowali wszystkich, a resztę to zagnali do Sukoła, dalsza wioska była taka ukraińska.
B2: Sokuł, czy Sokul?
O: Sokuł.
B2: A nie Sokul?
O: Jak?
B2: Sokul.
O: Nie Sokuł. Sukił. Pa ruski skazać. Sokuł.
B2: No ja byłem w Sokulu na cmentarzu.
O: Sokul? Ale to wieś Sokuł.
B2: To dzisiaj się Sokul nazywa. No pan mówi dalej, dobrze.
O: Tam ich wymordowali. Już ile się dało, bo tu już nie było gdzie miejsca, jak chować, to się spieszyli, to zabrali resztę i pognali tego Sokoła tam w takim miejscu jednym panie, wszystkich panie wybili. O. Tam, gdzie nikto księdza zabili. Piłą ponoć rżnęli. Ja tego nie widziałem księdza. Ten ksiądz przypominał panie nie śpijcie, czuwajcie, bo tam i tam gdzieś tam pobili Ukraińcy Polaków pobili, a to nie jeden myślał, a to gdzieś daleko. I to niedługo panie to samo byli. Bo myśmy wtedy z matką byłem w kościele, bo do Ostrówek było trzy kilometry od nas, a parafia nasza była siedem kilometry, to myśmy chodzili do Ostrówek, do kościoła. O. I te ludzie wyjechali tej nocy po, po nabożeństwie. Przez noc wyjechali w takie krzaki tam gdzie ja właśnie, gdzie myśmy było paśli. Wyjechali w te krzaki, ale już dzień było widno. Przyjechali z powrotem do Ostrówek. I jak oni przyjechali obtoczyli ich panie te chachły. I wymordowali. Tam w tej, w Woli Ostrowieckiej, bo Wola Ostrowiecka była dalej za Ostrówkami. W Woli Ostrowieckiej i w Ostrówkach zabito tysiąc pięćset ludzi. O, a u nas zabito czterdzieści sześć tak, tak jak ja naliczyłem. A w Kątach trzysta zabili ludzi. Kąty, Kąty byli pod Lubomlem, ale no w tych, tych wioskach, to tak Jankowce, Wola Ostrowiecka, Ostrówki i byli jeszcze takie pod Lubomlem Berki, Kąty, to byli polskie wioski. A już, już Jagodzin, to do Jagodzina nie doszli, bo tam Niemcy pilnowali toru tego Kowel.
B1: Mhm.
O: Na Kowel, bo front był ruskich. Pilnowali toru, okopane byli cały czas te wszystkie, te tory, także tam już nie poszli. Jagodzin i Romacze nie byli spalone. Oni wszystkie wyj… Uciekli też na te stronę Buga, ale oni zabrali swój dobytek z sobą, a my zabraliśmy to te skrzynkę z dokumentami, bo matka nie wzięła nic z sobą. Później dopiero na, na drugi dzień przywlekli krowę jeszcze. Zabrali krowę i konia.
B1: Mhm.
O: Ale wozu już nie było, to wóz był stryja, koń nasz. Już było gdzie te łachy położyć. I tak spaliśmy po tej rzezi. Po dziesięć rodzin. Podwórza całe spali, stodoły. Wszystko było zapełnione tymi, tymi uciekinierami. O to pierwsze w początkach spaliśmy w… tak jak tu kloce wozili na rampę. Wywozili za komuny kloce, nie? Była wywózka kloców. I tak samo tam było Niemiec robił. W Rymaczach, w Jagodzinie, na stacji kloce, to w tych klocach spaliśmy przez… przez dwa tygodnie. Takie byli dłuższe klocy i krótsze. Niszy takie między tymi klocami byli, to tam spaliśmy. Pcheł było tam nie cię szlag trafi. Trzeba było się tak ruszać cały czas. W dzień można było wytrzymać, jak po spać nie dadzą. O, bo tam i trociny i te drzewa panie, wszystko takie. O. A później to już tako o po ludziach, w stodole, albo pod, pod wozem. Bo wóz, wóz mieliśmy stryja wóz, bo stryjowe konie zabrali bulbowcy, a nasz koń, to już pod wozem się spało. Jeść nie ma, co, a kto da jeść, jak tyle ludzi panie wszędzie. O, ja chodził do swojej wioski po spaleniu, a byłem może z pięć razy. No, co tam znajdziesz? Możesz przynieść z sadu owocu, albo jaj kurzych było do jasnego groma, po tych piecach, same kominy stoją. I te kury się w piecach gnieździli. Ja z początku nie wiedziałem, przeszedł przez wieś. Pierwszy raz, to było strach. Krowy leżą, tak jak… ja spalone krowy, to cholera na kolanach wszystkie – tak jakby spali. O, i tak samo świnie. Te świnie potrzaskane były, a krowy takie, też popękana skóra. I to tak leżało, leżało i leżało nie wiem, dokąd leżało. O to się bałem, a później chodził po te jaja. I już się jajek przyniesie się w torbę i jest, co jeść panie. A później już kury uciekali, bo było już wiedzieli, że się goniło panie te, te jaja brali, uciekali kury, ale się polowało na kury. To było tak sporo razy można było upolować kury. Zabije się panie pięć, sześć panie, ile się poniesie. I do Jagodzina pod furę, tamte kury parzyli, skubali – soli ni ma. To tak, rosół wypiją, mięso wyrzucą [śmiech]. Bo to jak, nie ma, jak jeść inaczej. O ja znowuż panie do wsi. I a ostatnio pojechałem do wsi, bo mi i koła, szkoła nie była spalona, została. Kaplica nie była spalona, mego dziada mieszkanie nie było spalone, kuźnia nie była spalona i parę mieszkań koło dziada. Chyba im dym zasłaniał, albo lub ogień, bo to takie półkole było. To te parę mieszkań nie było spalonych. To ja panie chodziłem i szkoła nie była spalona, do szkoły poszedłem. Zainteresowała mnie książka w szkole i poszedłem do tej szkoły po książkę. Ale książek nie było w szkole. Musiałem wleźć na górę, na strych. Na strychu książek leży rozmaitych starych. Wybrałem sobie książkę Robinson Crusoe, rychtyk. Później jeszcze wybrałem encyklopedię takie – zwierzęta, płazy, ptaki, ryby świata, wszystkie byli. Te drugie pod pachę i zlazłem z tego, z tej szkoły. Już iść w te stronę do domu, bo to było w drugim końcu wsi, a to coś tylko tra, tratata, ta, ta – gdzieś niedaleko szkoły. I ja dyla w tę stronę do dziadka. A u dziadka chałupa stała, niespalona. Do dziadka. Doleciałem do dziadka, drugi raz panie, znowuż – jak z maszynowych karabinów, czy no była taka strzelba, strzelbana, strzelbała, to ja krok i na Jagodzin panie tam do tej fury, gdzie w Jagodzinie fura ta była, no i po tą furą było całe te pomieszczenie dla dwóch rodzin, ojca i ojca brata. O, przy tam przyszedłem później mówię, że tak i tak było. On to ojciec panie także, że nie zabili bulbowcy. Po coś ty tam poszedł, po co tym tam poszedł? Rano już dwóch wiozą z mojej wioski. Takie Szewczuki się nazywali. Przyszli tylko z wojska, bo to w 39 roku było takie, z wojska przyszli dwaj synowie. Pojechali tam zasiać sobie zboża trochę, bo myśleli, że będą dalej tam mieszkać. Zaczęli tam te skurczysyny te Ukraińcy panie, złapali obu zabili. Młode chłopy. O, już ich wiozą na cmentarz. Tak było. A ja panie jakoś dyrdnąłem do domu. I, i wtedy, jak tych dwóch zabili, to spalili szkołę, spalili kaplicę, udopalili, nawet kuźnie popalili, gdzie, jaka budynek stał z boku gdzieś z brzegu, to też popalili. Wykończyli to. O, a Ostrówki zapalili dopiero za dwa tygodni. Jeździłem do Ostrówek po zboże, a co będziesz jadł. Ojciec mówi Janek jedziemy mówi, weźmiemy snopki, i tam stała taka targanka była, kierat, ale w innej wiosce już w Jagodzinie, tu bliżej tu, spokojniejsze miejsce. I tu wymłócimy, no i tam byli takie, końmi robili to, to takie zboże, to męli. Takie jakieś żarna byli, ale końmi to kręcili, kieratem. My pojechali tam panie, a ojciec mnie posuwa zrzucić, w Ostrówkach – zrzucić zboże ze stodoły wysoko. Bałem się jak pierun, ale co pan karze sługa musi. Wlazłem, ni ma Ukraińców nigdzie, wszystkie budynki stały niespalone. Zrzuciłem tam trochę tych snopków, może z piętnaście, może ze dwadzieścia, no i tam ojciec układał na wóz, a ja myślę pójdę zobaczę do chałupy, może, szaber mnie interesował. Też czasami też trzeba, może coś się spodoba. Wszystko tego. Zaszedłem do jednego mieszkania, skurczysyny te wszystkie po, pobite, pierzyny leżą zakrwawione, pobite te takie [zastanowienie], no ceramiczne te takie święte, co stali i ludzie kupowali.
B2: Figurki.
O: Powywalane, pobite panie, powywalane wszystko kurcza jego mać. Po… Poszedłem do jed… do jednej chałupy, do stu… do studni zajrzałem. Tam, tak mi się zdawało, dokładnie nie wiem, ale zdawało się, że tam utopili kogoś i nawrzucali drzewa takie. Koryto jakieś świńskie, czy coś było, narzucali. O, i dalej nie poszedłem. Ojciec jeszcze wziął łóżko jedno, bo nie było, na czym spać. Może, może gdzieś się chałupa znajdzie, to się będzie spać [śmiech] – nie zawsze pod wozem. Łóżko wziął, bo w tych Ostrówkach takie dębowe i jedziemy do domu. Przyjechaliśmy do domu, wymłóciliśmy tutaj już pod Jagodzinem. No już parę dni była ta jakaś tam kasza. A jakie to było, jakie to było mąka. Za, za Ruskiego, to w żarnach się kręciło. Za ruskich jeszcze było można w Lubomlu zamleć. Jak Niemiec przyszedł, to w żarnach. I tak proszę pana to było. Stamtąd już dalej, już jesień była, zimno, nie będziesz spał na podłodze i na podwórzu. To my stamtąd na te stronę Buga. Mus… musowo uciec. Już granica jest. Jakoś tą furą panie przyjechaliśmy tamtą stronę, ale przez Bug. Było takie miejsce wskazane, że można było przejechać. To te dzieci stryja powsiadali na wóz, bo to małe i siostra, ojciec też wlazł, jako furman. A ja musiałem z tyłu iść za krowami. Bo krowa była i jałówka. Wody było tak na Bugu. Bałem się, jak skurczy syn. Po pas. Na poddennice nabierało się, jak przejeżdżali przez Bug. Tylko przejechali przez Bug i już jest dwa Niemcy. Halt. O już teraz, teraz to już będą do Niemiec zabiorą od razu, ale coś tam, ojciec tam z tymi Niemcami panie, niby to gadał, ale to, jaka to gadka panie, trochę na migi, trochę tak i na ostatku widzę kura już poszła, bo dwie kury matka miała [śmiech] Gdzieś kura poszła jedna do Niemca, e to myślę, już puszczą i puścił Niemiec. Puścił, przyjechaliśmy do Świerz, przez Świerze do Żalina, bo w Żalinie już przedtem, wujek tam u sołtysa mieszkał w Żalinie. Sołtys się nazywał… [zastanowienie] muszę przypominać, już głowa nie działa. Józwa taki, Kutowski. Kutowski to są na podwórzu przenocowali, później zaczął ojciec tam chodzić i szukać czy miejsce gdzieś, zima idzie. No i tam do takiej Karolichy, przezywali ją Karolicha, ale to Mazurkiewicz się pisało. U Karolichy tej przez zimę byliśmy. Nawet nie przez całą zimę. Byliśmy, jak był tam taki Edzio, ta Karolicha miała syna, a jej mąż był w Niemczech, Niemcy zabrali, tego syna, to my tam na ziemi spali. To ten Edzio skurczysyn wstanie i my na ziemi leżymy, tak o po nas nogami, co będzie gadał, bo wyrzuci na dw… na dwór. Potańcuje, potańcuje po nas, śmieje się panie. I ona nic jemu nie gada. Takie spanie było. Drzewo trzeba było przynieść z lasu, bo palić, bo ona ci nie da swego drzewa. Jeść też nie. No i, a później już pod koniec zimy, to przyszła taka jedna pani, nazywała się Jeszczyńska, zabrała mnie na służbę, bydło paść, takiego chłopaka. A druga przyszła zabrała brata. Książek się nazywała. Książek z Żelina. Brata zabrała. My tam niedaleko przez drogę mieszkaliśmy oba. Ja służyłem tam u tego Jeszczyńskiego, a brat u tego. To już tam byliśmy aż do końca wojny. O, jeszcze jeździłem za Bug później. Za Niemca to było jeszcze. Już Niemiec jeszcze to był to w Rosji. Jedziemy do ciotki, tam, to wtedy obserwował on dobrze te 27 Dywizję. Ta 27 Dywizja AK. Tu AK jeszcze nie było nigdzie. I tu, tu w Polsce też nie było AK. AK to zrobili, później już się zrobiło. A przeważnie teraz AK. A tam to była 27 Dywizja AK, ale to było takie AK, ja panu powiem. Po prostu od Ukraińców bronili się. Tamci byli już takie zorganizowane w zamłyńskich lasach. W Zamłynie było z tej strony, z prawej strony toru Chełm – Kowel w tym lesie. A i oni tak przychodzili, bronić bu.. bo bulbowcy jeszcze przychodzili panie. Podchodzili, gdzie może złapią kogoś tego, to zabiją. O, co… I tam byli zrzuty, te robili. Nie wiem, kto tam robił te zrzuty. No jakieś alianci, coś takiego. Broń zrzucali tam im, to tamto i spadochron się zawisł w tym lesie i Niemiec podpatrzył, bo w Rymaczach, w Jagodzinie to, to było taka po prostu Niemców dużo było. I tam zaczęli bombardować i oni stamtąd się wynieśli. Ja wtedy byłem u ciotki w Kupraczach. A ta wieś Kupracze i Rymacze przez tor. To przez podwórze szli w nocy. I wszy… ani jeden strzał nie padł Niemców. Przeszli przez tory. Dwóch tylko zabili na torach, bo było widać, bo to może jakieś pięćdziesiąt metry od mieszkania ciotki. Dwóch zabili tych… no tych obrońców naszych. AK, co było tych, tych 27 Dywizji na, na wale, to wał taki był torowy, a te resztę przeszli. W Jagodzinie, w Jagodzinie w Starym to w całym podwórzu Niemców. I cały, no obstawiony Niemcami, żeby chociaż jeden strzał padł i przeszli, i poszli te w lasy za Polskę. O, no i tak to było. Cóż to dalej? Dalej to było już ej. Nie wiem, czy to opłaci się mówić?
B2: No a jak pan trafił do Łukówka?
O: Jak trafił do Łukówka?
B2: Tak
O: He! Ja trafił za Niemca jeszcze do Łukówka.
B2: Właśnie.
O: Do Łukówka nie, na Iłowe.
B2: A na Iłowe.
O: Na Iłowe. A jak było? To było tak, że te AK, to jeszcze było takie, Tak zwany, podejrzewam, że to ten sam był. Taki facet. Mieszkał u Mirodki. A myśmy od Mazurkiewicza przenieśli się do Iwoniszczuka, to też było po sąsiedzku. I on, jakiś tam miał z ojcem, po prostu ten zza Buga, ten zza Buga, czy on zza Buga, niby to leśniczy, a piorun go wie, kto on tam był. Ale ja podejrzewam, że to był ten Filipowicz z Lubomla, który, który, który miał pseudonim Kord.
B2: Jak, jak?
O: Kord pseudonim miał. Kord, że to on był. I on to tak, niby leśniczy, siedzi panie, nic nie robi. To za Niemca jeszcze było. Nic nie robi, a żyje. I przychodził tu do ojca. Jak ojciec nie ma, czym palić, no to te, gospodarz ci nie da drzewa, to on mówi pojedziemy po drzewo. Mieliśmy konia. O i od, od su… Od tego gospodarza wóz wziął ojciec i jak pojedziemy, to pojedziemy. Pojadą do drzewa, ja pana an asygnatę wypiszę, jakby coś, wypiszę. A jak pojechali z ojcem po drzewo [śmiech], to mówi, nie takie proste wybrał brzozę i zrzynają z ojcem. Ojciec mówi to tak, to prosta, to szkoda zrzynać. A to krzywa mówi, krzywe źle rąbać [śmiech]. Narżną drzewa przywiozą. Kartofli on kwit pisze. U Żalina był taki Dobryło. Wie pan gdzie to jest? U Żalina, zaraz za tym zagajnikiem, co był taki świerkowy. Dobryło wypisze kwitek [00:47:29], a to tu ten dwór, to chyba Niemcy urzędowali tam. O. Ale to cywilne chłopy byli. Daj ziemniaki panie, kartofli, czy tam jeszcze coś, zboża trochę daje, no i taki tam dłuższy czas był, byli. Później jednego razu przyszedł, to, to pamiętam panie, jak trzeba. Przyszedł do ojca. On chce konia i wóz, bo on chce w jedno miejsce jechać. No dobrze, no ojciec nie śmie odmawiać, bo to tak nas przyjął po prostu. No dobrze, ale on chce jeszcze mnie, wziąć ze sobą. O, no panie, ja za swego, za swego syna on chce wziąć panie mnie w te podróż. No i my pojechaliśmy. Jedziemy, jedziemy, jedziemy, jedziemy. Przyjechaliśmy panie do tak, za dnia jechaliśmy. Już widzę na Rudzi most, dopiero później powstał, poznałem tego most. Na Rudzi most. Przez ten most przejechali. Niemców do skurczysyna na moście, ale Niemcy nie kontrolują tego, a on wziął z lejce i jedzie, jako furman panie, a ja z tyłu siedzę. No minęliśmy to, przejechaliśmy na Iłowę do Dąbrowskiego Stacha. A on już siedział w mieszkaniu ten Dąbrowski po tych Holendrach. A ten Dąbrowski Stach, to się ożenił z tych Błaszczuków z lasu, może pan pamięta, może coś o tym panu wiadomo?
B2: Ale jakiego lasu?
O: Z tego lasu, pod rzeką.
B2: Nie wiem.
O: Tam gdzie mieszka, tam gdzie ten pa… Gdzie Piotr mieszka, ten pasiekarz.
B2: Nie wiem, nie wiem.
O: Co to jest. Toż tam niedaleko z Sajczyc.
B2: A nie, to…
O: Tylko przez las hycnąć.
B2: Tylko las szeroki.
O: A most to pan pamięta tego starego?
B2: Gdzie na Uherce?
O: Tak na Uherce.
B2: Pamiętam, jeździłem przez ten most.
O: A to oni naprzeciw mostu tam mieszkali.
B2: A no to jest tam, tam, tam Błaszczuk, tak jest. Ten dom jeszcze stoi.
O: Tam nie Błaszczuk mieszkał. Tam nie wiem, kto teraz mieszka.
B2: Syn, zięć.
O: Tylko Błaszczuki…
B2: Zięć Błaszczuka.
O: Który zięć, ten Pioter?
B2: To, to, to z rodziny Błaszczuków [00:49:59].
O: A on mówi, że on nic nie wie w tej sprawie. Ja jego pytałem.
B2: Nie wie, on nie wie, bo on się wżenił.
O: A ta jego żona taka, ma takie oko.
B2: Tak.
O: To mówił, że nic nie wie. Ja jego pytałem, czy, czy, czy ty coś wiesz? Bo to tam była…
B2: Tam była teściowa z Błaszczuków.
O: Tam była też taka jakaś partyzantka.
B2: Mhm.
O: Coś takiego. I ten właśnie Dąbrowski się ożenił z tych Błaszczuków, z tą, jak ona się nazywała? No mniejsza o to. I my tam zajechaliśmy, ten pan mnie tam zawiózł. O jakieś znajome panie jakieś z, z tym, z tym panem z Żelina, znajome jakieś. O już wódkę piją. Jeszcze mnie kieliszek dają, chyba po to, żeby się, żebym nie pamiętał nic [śmiech], No wypiłem kieliszek. Siedzę z boku, a oni się tam goszczą, gadają tego śmiego. Pogadali ile trzeba, jedziemy dalej. Dalej zawrócili koni. Z początku zajechaliśmy na leśniczówkę. Ja dopiero później, ja nie wiedział, że to leśniczówka wtedy. Na leśniczówkę. Tam zajeżdżamy na leśniczówkę do kuchni. Ja w kuchni siedzę, a tam w pokoju panów takich siedzi panie, o, cały sztab. Generalicja jakaś panie. U Hawryluka na leśniczówce. O i on tam między nimi coś pogadali tego, tam ile trzeba było, może godzinę byliśmy tam, może półtorej. Później wyszedł i jeszcze jeden z nim wyszedł. Kazał im urąbać rąbanki, taką ćwiarę prawie. Urąbali tej rąbanki, wynieśli na wóz i idziemy. Tam też, tam też kieliszek wypiłem [śmiech] Też chyba, dlatego. Jedziemy. Przyjechaliśmy na Rudę tutaj. Ja dopiero później sobie skojarzyłem. Na Popówkę, tam gdzie cerkiew była. Na te Popówkę. Tam jeszcze, ale już sam tam chodził beze mnie. Już sam, coś tam może z godzinę nie było. I przy… I przyjechaliśmy z powrotem do Żalina. Nikt nas panie z Niemców nie tego, nie zauważył, albo może nie chciał zauważyć. Przyjechali po wojnie. Ja jak tu przyjechaliśmy do Łukówka trafiliśmy. Pa, pa, panu powiem jak, jak trafiłem do Łukówka, ale na razie skończę to. Ja po wojnie jak tu do Łukówka przyjechaliśmy, to sprzedawałem gazety, kamyki do maszynki, igły, tam jeszcze takie rzeczy, których nie było, bo sklepu nie było. O. Miałem tam takiego Ulewicza w Chełmie znajomego. On mnie te gazety dał za darmo panie, bo to, to uży… Używane byli gazety, już przeczytane. On mnie daje za darmo, a ja to zarabiam, to, to jajko, jajko kosztowała gazeta, jako, no. Albo dwa jajka, nie wiem. Chłopy kupowali, bo na papierosy. O. I to tak, jak tu w Łukówku to tak chodził to na Małe Bukowe, to na Iłowe tędy i jak zaszedłem na Iłowe, poznałem tam takie były u tego Dąbrowskiego, było dwa obrazy białe niedźwiedzi na takich krach stali. Ja zachodzę patrzę te same niedźwiedzi. Ja mówię, ja tu kiedyś był u pana, a nieprawda. Ja mówię, jak to nieprawda, obrazy wiszą jeszcze. O. Te śledzi miałem z sobą, do, do Hań… Do koszyczku. Panie takie o drobne rzeczy panie. O. Nieprawda. Ja mówię nieprawda, bo obrazy jeszcze wiszą. No, ale na temat nie gadaliśmy i nie chciałem go przestraszyć. O. I poznał, że to tu byliśmy, właśnie tu. O. I tu później ten Dą… Dąbrowski przeniósł się do Łukówka na ukraińskie, bo tamto było poniemieckie, stare. Na ukraińskie. On tu umarł, ten Dąbrowski. O. I tak to było. I tak samo i poznałem te chałupę ceglane, Hawryluka. A tam koło tego Hawryluka mieszkał ten, jak on się nazywał? Pan tam coś o nim pisał. On taki propagandę takie trochę takie panie tam siał za komuny, tego chodził tako na zebrania.
B2: Nie wiem.
O: Oj. Jak nie, jak pan mówił po nazwisku, tylko ja zapomniałem. Lewandowski, czy jak, był taki Lewandowski?
B2: Nie, jakoś sobie nie przypominam, nie wiem.
O: Jak nie pamiętam. Lewandowski na pewno.
B2: To może, może chodzi o tego autora, tego pamiętnika.
O: Może i to tak. Pamiętnika?
B2: Pamiętnik napisał.
O: Może i napisał.
B2: A to Waldowski.
O: A o Waldowski, Waldowski, Waldowski.
B2: Tak.
O: Ja jego dobrze znałem, tu przychodził no.
B2: Ty może masz jakieś zdjęcia jego?
O: Nie, nie mam.
B2: Nie ma pan.
O: O tu zebrania byli, to przychodził tu do Łukówka, jak to…
B2: Partyzant.
O: Jak to za komuny. To on mieszkał przed Hawrylukiem. Tu bliżej. Ja wiem gdzie on mieszkał ten Waldowski. Waldowski czy jak to, inaczej pan mówił?
B2: Waldowski, Waldowski.
O: Waldowski. O. Takie fajny chłop był. I on mieszkał przed Hawrylukami. I po wojnie jak tędy się jeździło przez Liczówkę, te chałupę Hawryluków poznałem. Tamte bandziorów tych, no, teraz byliby wyklęte chyba te Hawryluki [śmiech].
B2: No pewnie tak.
O: Te chałupę panie przez…
B2: Tam bunkier był [00:55:51].
O: A te Hawryluki…
B2: Popełnił samobójstwo.
O: Słyszysz mnie pan.
B2: Tak.
O: Te Hawryluki panie Mirku tam mieli jeszcze w tych, tam gdzie Łuziński mieszkał za Sawinem.
B2: W Osowcu.
O: W Osowcu tym.
B2: I tam Pokorska stamtąd.
O: Skurczysyny. O. To jakaś, jakaś chamuła i oni tu panie…
B2: Ten rzeźbiarz z Sawina Hawryluk.
O: Co?
B2: Hawryluk ten rzeźbiarz z Sawina.
O: Ale to on chyba nie z tych Hawryluków.
B2: Nie?
O: Nie, to coś, co innego jest. On może być z tych Hawryluków z Żalina, bo tam też Hawryluki byli, ale, o, ale w Żalinie.
B1: Mhm.
O: O tak ja u tych Hawrylukach to tak. Mnie się dobrze, to panie nie przestawia, no, ale co będę gadał, co tam takie, jak tutaj w Bukówku, to, co on winien panie.
B2: A no tak.
O: No, ale tam ich wyłuskali. Oni tam mieli bunkier pod to mieszkanie, coś takiego panie. Tam jest wyłuskali tamtych też z Osowca.
B2: Mhm.
O: Gonili. O, to, to właśnie takie byli, takie było panie wyklęte. Mnie te wyklęte to się kojarzą po prostu z bandami, bo tak tu nazywali tu z tej strony Buga, bandy, bandy.
B2: No tak.
O: Partyzantki nikt nie wspominał tylko bandy. Bo oni cholera chodzili kradli, zabijali, jak już panu powiedziałem. Trzeba było złapać tego Szymczaka.
B2: Zby…
O: Toż to jego wujka zabili.
B2: Zbysława tego?
O: Zbysława no, a panu nie mówiłem?
B2: No nie wiem, jakoś, ale to, co, to jego wujka zabili?
O: Jego wujka właśnie.
B2: Aha.
O: Tego z Łukówka.
B2: To ja zapytam.
O: A mego kumpla.
B2: Ja jego zapytam.
O: To zapytaj pan. Był wtedy na dożynkach i ja mówiłem panu, zapytaj pan. Taki Rostecki był Antek w Łukówku, to Żelazny go zatłukł. O Żelaznym panu też mogę powiedzieć.
B2: No…
O: Co pana jeszcze ciekawi?
B2: Może [00:57:57].
O: Jak ja się dostał z Żalina do Łukówka?
B2: Może obrazy, rzeźby, właśnie to może, nie.
B1: Tylko, jak to, jak to o na to przełożyć?
B2: Słucham? Jeszcze Pan chce to, tak?
B1: Bo ja nie wiem, to obrazy, rzeźby, no to tak krótko, ja fotografię zrobię, nie.
B2: Mhm.
B1: Tylko jak to…
B2: No niech pan mówi, no.
O: Chce pan, bo jak ja się tu dostałem?
B2: No właśnie.
O: Po wojnie nikt Ukraińców nie wywoził za Bug. Niech nie pieprzą, że ich panie tam zawieźli ich tam wywieźli i ich tam wywieźli. To tylko to mieszkanie, o to już się spaliło ono. Tu stało. To było całe. Obszedłem ten poza Chełmem, poza torem, to tak: Dorohusk, Turka, Pławanice, Kamień, Rudolfin, Zanówinie. Z ojcem, bo ja wszędzie z ojcem, bo ojciec, jak mówił był, był sztywny, to ja zawsze z ojcem chodziłem, znaleźć mieszkanie jedne. Jednego mieszkania nie znajdziesz, żeby nie było zdewastowane.
B2: No tak.
O: Pobili, okna, piece porozwalali wszystko kurczę i koniec. O, a na rampie stali po trzy miesięcy. W Dorohusku, w Chełmie na rampie czekali i by… Oni do baćka jadą. I jak już podstawili wagony im, to tak napisane: Hirson/Sierson, Zaporozie, Dniepropietrowo, tam gdzie oni chcą jechać. A gdzie ich zawiózł to nie wiadomo.
B2: No oni tak [00:59:34].
O: Stalin.
B2: Czułczyce, czy coś takiego.
O: A oni to, to tak budowali Ukrainę.
B2: [00:59:39] jak wyjeżdżali.
O: Budowali Ukrainę, ale jeszcze przed wojną, przed 39 rokiem jeszcze Ukrainę budowali skurczysyny. Mało tu było z Łukówka takich, później poprzyjeżdżali. No nie będę gadał panie, jakie. O, ale tak było.
B1: Przepraszam, bo ja [00:00:06]…
O: Ale w szkole był tylko trzy oddziały.
B1: Mhm.
O: Trzy oddziały było tylko w szkole.
B1: Jeszcze, jak by Pan mógł powtórzyć, gdzie Pan. Zaczął Pan od tego, że miał Pan dwie ojczyzny, tak? Ja nie dosłyszałem, jak się nazywała miejscowość.
O: Miejscowość moja jest Jankowce była.
B1: Jankowce, mhm.
O: Tak Jankowce. Polska wioska Jankowce. I te sąsiednie też wioski byli polskie.
B1: Mhm.
O: Jedna się nazywała wioska Ostrówki i Wola Ostrowiecka i moja wioska Jankowce i Kąty w stronę Lubomla i Ramacze parafia.
B1: Mhm.
O: Nasza. To cztery wioski było tam, czy pięć.
B1: I to powiat, jaki był?
O: Powiat, to był, Luboml.
B1: Mhm. Najbliżej koło Lubomia, mhm.
O: Tak. A gmina Berewce.
B1: Mhm.
O: Wołyńskie województwo.
B1: Tak, mhm.
O: O. No i chodziło się tam do szkoły i ile tam, tam chodziłem dwa lata przed wojną, czy rok. Nie pamiętam dokładnie. Przed wojną.
B1: Mhm.
O: W trzydziestym dziewiątym roku zacząłem chodzić do szkoły. No i później już Ruskie przyszli. Wojna była, nie raczej. Cały czas wojna. To mogę panu powiedzieć. To tak, jak skończyła się ta wojna przyszli Ruskie. Nie było wojny, nie było żadnej wojny. Nie było, tam nie było tak, tak jak tu panie ja w telewizji słyszę, że nóż w plecy, nóż w plecy dla Polski, to nie było tak. O.
B1: Mhm.
O: Dość dobrze, dobrze się czułem. Zresztą nie tam nie obchodziło kiedyś takiego pacana polityka [śmiech] O. Dobrze się czułem. Ruskie przyjechali, to można było podjechać samochodem [00:02:04]. Taka była drewniana kabina. Podjechać. Tam nic nie mówili panie. No o i do szkoły chodziłem. Już za Ruskiego też chodziłem. To później ta polskie nauczycieli, tak jakby uciekli gdzieś, bo to było wtedy takie przejście, jeżeli Niemiec zajął Polskę tam na Pomorzu.
B1: Tak.
O: To, to wszystko z całej Polski szło na wschód. Szli dniami i nocami, tzw. nazwane po, po ukraińsku bierzancy. Szli dniami i nocami, w tamte stronę. Nie uciekali na zachód, tak jak teraz uciekają, tylko na wschód. Szli i samochody mieli niektóre. Tam tych samochodów mało było. Rowery tam, tego, po drodze zostawiali. Szli. U nas przy, przy trasie do Lubomla mieszkałem.
[do pomieszczenia wchodzi osoba trzecia – rozmowa niezwiązana z tematem prowadzonej rozmowy] O: I przy trasie głównej drodze Luboml – Kowel, to szli dniami i nocami, a my mieliśmy przy tej przy tej trasie mieszkanie, taka, na koloni nie we wsi, to nocowali, cały czas nocleganty byli. To pięć, to czworo, to dziesięć, to dwanaście. I przenocują Panie, tam jeden dzień, dwa odpoczną i dalej idą, no. To taka była wojna. Samolot, jeden widział przez ten czas samolot. Jeden orszak, taki nieduży Wojska Polskiego widziałem, to była kawaleria. O, z chorągiewkami na lancach. Przyjechali i pojechali. Tyle było wojny. O, a ten samolot, jak leciał, o, o, wszystkie leci samolot panie i tam chowają się pod drzewa. A on, jak leciał, tak poleciał. Tam żadnego strzału ja nie widziałem.
B1: Mhm.
O: O, i te Polaki byli, byli nawet z Pęplina. Ja dopiero na mapie odnalazłem. Z Pęplina i z Tczewa nocowali u nas.
B1: Mhm.
O: No. I później przenocują, odpoczną to tam dzień, dwa i idą dalej. To, to szli to panie całe parę miesięcy. To szli tak. No i później już to, szli i przeszli. Zaczął gospodarzyć Ruski. Nie było Niem… Niemcy tu byli. Ruski zaczął gospodarzyć zaraz w sąsiedniej wsi ukraiński kołchoz założył. Nawieźli bydła panie tam. Kołchoz zrobili. No i tam takie gospodarstwo takie – kołchoz – wtedy mówili w kołchozku. O to ono było dłużej, długo jeszcze było. I tak było przez dwa lata. Przez dwa lata byli Ruskie. U nas do szkoły przyjeżdżali. Nauczycieli już nie było, tylko jakieś dwie Żydówki przysłali do nauczania po rusku, panie i po polsku, no niby po rusku. A później jeszcze żołnierz ruski przyjeżdżał uczyć się, uczyć po rusku. No i byle jak czytam i piszę też po rusku. Nauczyłem się, no. Do dzisiejszego dnia pamiętam. Książki nawet, nawet dość grube czytam po rusku, takie starsze, starsze tam. Z pięćdziesiątego drugiego roku jeszcze. No. No i przez dwa lata tak było. Później Niemiec był z tej strony Buga. Na Bugu tak, jakby ta granica powstała, niby.
B1: Yhym.
O: To nie była, jaka granica, bo Niemcy przechodzili przez Bug, przechodzili. Za Bugiem byli po wioskach Holendry, tak jak i tutaj. Wie pan panie Mirku – Holendry byli też tam w Sajczycach, czy w Sawinie.
B2: Tu Holendernia przecież jest u was.
O: To właśnie, to gdzie mieszkam, to się nazywa Holendernia.
B2: No właśnie.
O: A teraz już tylko…
B2: A teraz krowy, tej, a krowy, mleko, masło ser wozili do Lublina stąd.
B1: Aha.
B2: Do zakonu któregoś tam, nie pamiętam w tej chwili, ale to jest w książce u mnie napisane.
O: Przywozili, ja tego nie pamiętam, tylko była nazwa Holendernia była. Jeszcze po polach panie się wyorowało, to obory były, czy coś. Tam jakieś owcze, czy pierun wie panie. A także, że była Holendernia. To Niemcy przychodzili przez Bug. Konszachty mieli z Ruskimi i tych swoich Holendrów wycofali. Może Ruski nie wiedział, po co, ale oni wiedzieli, po co.
B1: Mhm.
O: Wycofali ich, puścili trochę z Chełma, bo tu w Chełmie, jak Ruski przyszedł, to jakoś tak było, że w Chełmie tych Ruskich trochę oni w Borku tam byli, plenne, czyli niewolnicy. Nabrali tych Ruskich
B2: Trzysta dziewiętnaście.
O: Tam oni w tych, w tych. No byli takie zagrodzone i mieli tam koszary, jak się nazywali, kiedyś nazywali tam po chachłacku panie. W Chełmie. I później ich puścili. To jak te plenne szli, to każdego po czerwonym, czerwoną farbą malowali, tak pokropili. Tych, tych Ruskich plennych. I oni szli, ale tak głodne. Oni to trawę jedli w Chełmie. Szli i od razu za jedzenie, jak który złapał żarcia tam trochę zjadł to i wziął wykończył się. O, a który jeszcze chwycił pani jakieś cebulkę, czy coś tako, sucharka po trochu, to przeżył. I tak te plenne, szli, szli i tam i nie wiem, czy oni doszli, czy nie doszli, czy po drodze wszystkich ich szlag trafił. O i tak jeszcze było po tych plennych, jeszcze był spokój może z parę miesięcy, a później pogna… Bydło pognałem do lasu, bo w lesie pasłem. Ogólnie cała wieś pasła w lesie. Bo to dworskie było takie, jak to się mówią, pańszczyzna taka była tam, gdzie ten dwór był w Równie. Był taki, jak on się nazywał psia krew? Raczyński. Raczyński się nazywał w tym dworze, co później zrobili Ruskie kołchoz na tym miejscu. To taki to las był. Oni to w tym lesie używali, nie używali, nie użyło. Nie wiem, z czego on żył. Ot, jak bydło pasłem, to przyjdzie zajmie bydło i dzień pracy, dzień pracy za to, dzień pracy. A u Sówka była pani Kończewska się nazywała, też pani taka, Kończewska. O także mi się, to nie pomieszał z tym, z tym wszystkim. I później proszę pana, jak, jak Niemiec to wszystkich swoich tych Holendrów zabrał, to jeszcze ze dwa miesiące było tak, mniej więcej spokój. No był tu Niemiec z tej strony, ale, a tam był spokój, normalny, tam Ruskie byli, spokój było, ale szykowali się do wojny Ruskie. Szykowali się, bo tam takie nawet na naszym polu, mego ojca polu. Zbudowali takie, toczkę, tak zwany bunkier cementowy. Tam zaglądał on panie, tam pasłem bydło. Po machorkę do nich chodziłem dla ojca. Oj. Nocowali po chałupach. No, ale już i tam w zagrodzie robili druciane takie to tamto. Tak jakby to wojna miała być, ale był spokój. I później pognałem to bydło tak jak mówię do lasu. Tylko zagnaliśmy bydło do lasu. Tam nas więcej było takich łybcunów, jak ja, a to panie brr za maszynki, tylko szum po liściach. Cza, cza, cza panie maszy… Maszynowe karabiny panie. Raz, drugi raz, trzeci raz i ucichło. Ucichło. Dalej zagnaliśmy było, e już Niemcy panie siedzą, łowiki porozwieszali na krzaki, nogi pozadzierali, grzeją. Panie brody golą, lusterka wszystko. No i później przygnałem do domu krowy. Na podwórzu stoi działo. Niemców do skurczy syna. Płot wywalony. Oni leżą panie, golą się, myją się. Ojciec mówi Niemiec był w mieszkaniu i zobaczył twój dyplom, to nie mało mówi mnie zabił. A to był taki dyplom, taki spory dyplom, bo tak jak powiedziałem z początku, że jednym z ważniejszym uczniów, z ważniejszych uczniów byłem w szkole wtedy. I powydłubywał Niemiec oczy El…, Bo to z jednej strony był Lenin a z drugiej Stalin na tym dyplomie. Powydłub…Oczy i czepił się ojca panie, co to takiego. Ojciec troszkę po niemiecku umiał, może niemiecku może po żydowsku, bo to podobna mowa. Także tam jakoś się wymotał. Oj mówi to mnie nie mało Niemcy zabili za ten dyplom panie i tego. Oj no i po, po wyspali się na podwórzu. Słońce było tak dość, dość, bo to było przed żniwami ciepło i nie było strzału, więcej niczego, tylko to, co w lesie, a to, co w lesie był ten strzał, to był tylko tak o, na wiatr. I poszli dalej. Czego tam pytał się ojciec, czego dalej nie idziecie? A on Niemiec mówi, że na frygi czeka. Przyjadą mówi frygi nasze, to. No nie wiem, co to frygi samochody czy tam czołgi, nie wiem. Pójdziemy dalej. I ta aaa. Jeszcze przedtem jak tu przez ten Bug szli, to proszę pana te wszystkie strażnice tak jak dzisiaj są ponad Bugiem, to wszystkie te strażnice szlag trafił. Wy… Pozabijali Niemcy. Gdzie, który uciekł, gdzie, który nie uciekł panie, gołe w kalesonach uciekali, bo to było z rana. O także to poniszczyli od razu. No dla dzieci była frajda, bo to po tym, po tym jak Niemiec pognał Ruskiego, to tak te byli CKM-y na kółkach takie.
B1: Mhm.
O: Djuchtory ich nazywali. Nie djuchtory, to były RKM-y, a to był no czort jego wie, czy maszyny – tam to i tam byli jeszcze tam panie nimi, jak się nas banda zbierze to operowali. O, no i poszli, no i poszli panie Ruskie. Przyszedł Niemiec panie, porządek zakłada, a jak to na nic, to koń brudny, to baba nogi ma brudne panie, to [00:13:55] panie. Walą. Szła jedna panie dziewczyna taka mówi, a on, mówi „o panienka Schein”. A ta panienka odpowiada mu, tak samo chciała powiedzieć „pan też Schwein”. Bo to, bo to schein, czy Schwein to wszystko jedno, schein. Ona. Niemiec powiedział, że to ona ładna, a ona mówi, ale nie popadła „pan też Schwein”.
B2: Schwein to świnia.
O: A Schwein to świnia. A on ją ryp charat Kapo w twarz tutaj.
B2: [śmiech].
O: Oj. I tak, i tak ćwiczył ludzi tam panie. I zaraz te Ruski brał na wojenny stroi i takie zagrody robili. Od nas wziął dziewięć ludzi, z naszej wioski. I poszli do tej roboty. Okopy kopali, okopy, czy tam grodzili. Niemiec, jak je złapał wszystkie wyduł, co do jednego. Dziewięć sztuk zabił. Dziewięć ludzi od nas zabił. Jednego dnia. O, mego stryja też zabił wtedy. Jak Niemcy szli już na Luboml, na Kowel tędy, bo Rymacze było siedem kilometrów od nas, a stryj w Rymaczach mieszkał, to wziął dziecko, taki Franciszek Koguciuk jest w Chełmie. Franciszek Koguciuk, kiniarzem kiedyś był.
B2: Tak? To przyjeżdżał do Czułczyc pewnie, no mniej, no mniejsza o to.
O: Do Czułczyc się ożenił? Nie to może syn jego?
B2: Ale kino objazdowe.
O: Tak objazdowe kino, co było.
B2: No.
O: Franciszek ten.
B2: Po wsiach jeździli.
O: To jego ojca. On już jego, bo był no na rękach. Uciekał gdzieś tam, uciekał schować się, bo to wojna. Uciekał i żytem gdzieś szedł, a Niemiec halt, halt, a ten uciekał panie i zabił go. I ten upadł i ten chłopak pod nim. Dopiero znaleźli za jakiś czas jego, tego chłopaka. Starego zabili, stryja, a to ten właśnie Franciszek. Tego Franciszka uciekał. O, on tam ma jeszcze w Torce dwóch braci, bo ich czworo było, to, to jeden już się tu urodził, a ich troje było wtedy, to stryja zabili Niemcy. O, i we wsi dwóch zabili. Był jeden głuchy, Grabowski się nazywał. Taki trochę zarośnięty panie, daj pan brodę miał. Tylko był, tylko był taki chłop, taki Poluszek był no, jak to za Bugiem, ale był głuchy. A drugi był też taki sam nieogolony, ale miał suchy bok jeden. Oleś – Koguciuk się nazywał. Oleś. I tego złapali. Jud, jud, jud, jud a ty, co ty rozumie? Taki człowiek. Pach w łeb – zabił. Tego Grabowskiego też tak samo, nieogolony, a on był głuchy. Coś tam szwargotał Niemiec ten i ta i tak nie słyszał. Wziął go też zabił. To tych dwóch pochowali. Kaplica była u nas taka we wsi. I tam schodzili się panie ludzie na nabożeństwa i tam ksiądz, księdza nie było, ale przyjeżdżał tam na większe święto. To na te, na ten ogrodzona była i za tym ogrodzeniem pochowali ich obu. I tam temu chyba cztery, czy pięć lat jeździł na ekshumację po bulbowcach, do Ostrówek i myślę odwiedzę swoje wioskę. Odwiedziłem, no tam jeszcze było, było można tak wszystko. Drzewa były, sady, to można było rozpoznać wszystko. O, zobaczyć, ale coś tam nikogo nie było, po co to ja tam panie. Ja tam niepotrzebny, ja tam nie miałem żadnej rodziny. No, bo to byli, była polska wieś. I później wstawiali tablice. Takie tam tych zabitych, bo podczas rzezi zabili czterdzieści sześć u nas ludzi we wsi. Czterdzieści sześć ludzi zabili. To tak mego stryja teściową zabili, no to byli tacy kuzyni po prostu. Ten Grabowskie i zabili ciotkę, to nie ciotkę, tylko mego ojca stryjeczne siostrę zabili i zabili ciotkę ojca. To, to, co z kuzynów. No i tych razem wszystkich ludzi było czterdzieści sześć, co zabili. O, no to tam ich wszystkich zabrali na cmentarz do… Bo parafia była w Rymaczach, to do Rymacz na cmentarz ich wszystkich zabrali. Tych, co Niemiec pobił też w Rymaczach, bo najpierw była parafia Luboml, nasza później już w Rymaczach. Do Rymacz i tam stawialiśmy te tablice, tam jest pięćdziesiąt sześć, ale to te dołożyli, co Niemiec pobił. Pięćdziesiąt sześć zabitych z mojej wsi. Te tablice stawialiśmy tam, ale to już było po ekshumacji. O, i już ni mam, po co tam jechać. A jeszcze cóż tam jeszcze więcej? I na tym się skończyło. A co chodzi o wojnę, potem jak już to wszystko poszło na Wschód, Niemiec pognał Ruskiego, o, to najpierw Niemiec rządził i tak narobiło się takich band, jak tutaj. Tutaj takie same bandy byli. No panu się nie będzie dobrze po… nie, nie będzie się podobać. Ja powiem, jak było.
B2: Nie, dlaczego.
O: Narobiło się takich band. Przyjdą w nocy panie, co chcą wezmą i jeszcze konia i żeby ich ktoś zawiózł panie, nabiorą. Po prostu kradli. Ale to byli Ukraińcy. Ukraińcy nie Polacy. No, ale tak nazywali bandy. To tego wezmą, to przyjedzie nazad, ale nie przyjedzie, albo gdzieś przepadnie już. To tak było za Niemca. Do samej rzezi łazili te Ukraińcy panie. Po prostu po cichu tak, łapali ze wsi, to z jednej strony, to jednego zabiją, to, to parę zabiją i tak brali, co. No bandy normalnie. Ludzie się ich bali. Tak chodzili, chodzili, a później Ukraińców Niemiec brał do mi… do policji. Polaków nie chciał. Tylko brał Ukraińców. Ich było w Lubomlu do cholery tych Ukraińców, milicjantów. I oni tam w Lubomlu służyli Niemcowi, jak trzeba. Polaków nie chciał brać, tylko Ukraińcy. I później te Ukraińcy, jak już, już tutaj połazili po wsiach wszędzie, już wiedzieli gdzie to polskie wioski tak dalej, bo to sąsiedzi wszystko byli. Naokoło ukraińskie wioski byli. Uciekli z Lubomla z tej milicji. Z bronią ze wszystkim uciekli. Niemiec ich wcale nie łapał. Uciekli i już regularnie ukraińska, bolbo… bolbowskie bandy się zrobili. O, już tam mieli broń panie tego. I podczas napadu to tak, podczas napadu na nasze wieś na Ostrówki, bo to cztery wioski zaatakował jednej godziny. Może niejednej, ale prawie, że jednej. U nas to tak, słońce wschodziło Ostrówki i Wola już wzeszło słońce, a u nas jeszcze nie. Zaatakowali cztery wioski. Tak, co dziesięć, to jeden z karabinem zardzewiałym jakimś albo z tym, co uciekli. A resztę kosy, siekiery, młotki, co kto miał. O. Ta, ta myśmy nazywali ich bulbowce, tak bulbowce – Ukraińcy. To przecież ja nie znałem ich, ale ojciec niejednego, nie dwa widział, bo czekał, czekał śmierci, mój ojciec. To widział. Z resztą znał ich. O, i później tak nie wiem, którego to było, w każdym bądź razie było po żniwach już. Napadli. Ja tak o rano się przebudziłem. Pach, pach, pach na tych Holendrach. O ja mówię zabijają te bandy, zabijają Holendrów, czyli bulbowcy. Zabijają Holendrów, ale tych Holendrów już nie było. I tych Holendrów znałem. Chłopaki, chłopaki takie kolegów. No, ale jak a ojciec wziął wstał, to mówi, a on był inwalida mój ociec. Taki wojskowy inwalida. Miał zesztywnienie kręgosłupa. Mówi do mnie bierz ten kuferek taki z dokumentami był i Stacha – brat mój młodszy dwa lata – i idźcie do stryja. Uciekajcie. To my złapali to pudełko i z domu panie do stryja. Patrzymy już za stodołę, wle… wyszliśmy stryj już ucieka panie wtedy na Jagodzin. I dopiero tak tam na polu spotkaliśmy. Ciotka panie z płachtą na plechach tam miała pierzynę, czy co w rękach panie i dzieci troje chyba było i stryj i już tak tam wędrują w tamtą stronę uciekają. Myśmy, odeszli, odeszliśmy pięćset metry, to już cała wieś paliła się. Ryk słychać było krów, bo tak nie było słychać więcej nic. Kto wypuścił, to wypuścił, kto nie, a kto dłużej wypuszczał, to został na miejscu już, już dalej nie poszedł, a kto zdążył panie to uciekł. Kto uciekł, to dobrze, a kto nie uciekł, to został tam. Później pozbierali. Wszystko się spaliło – kury, no które kury nie były zamknięte, to się nie spaliły. Świnie, bydło, wszystko, bo później. Odszedł ten no pięćset metrów, nie dalej. To cała szeroka taka masa ognia. Spróbuję, kiedy odmalować.
B2: O właśnie.
O: O. I tam ktoś malował, w Hucie jest w kościele.
B2: W Hufcu?
O: W Hucie. W Rudzie Hucie.
B2: W Rudzie Hucie?
O: Tak tam jest, bo tam jest pomnik tych, tych 27 Dywizji.
B2: Aha.
O: O, i tam ktoś namalował, ale tak nie za bardzo, nie tak, jak ja widziałem. O i to wszystko się spaliło i myśmy poszli tam do Jagodzina, na Jagodzin z bratem na takie podwórze było duże. Tam już ludzi było pełno, tych uciekinierów, z jednej wioski, z drugiej wioski już wiozą panie tych chorych, tych rannych, bo tam do tego Jagodzina szła z Ostrówek droga. Tą drogą jechali i wszystkie do Jagodzina i tam już po wszystkich podwórzach ludzi pełno panie – tych, tych uciekinierów panie. Oj i czekaliśmy, czy ojciec przyjdzie, czy nie przyjdzie, czy będzie, czy nie będzie. Pod wieczór przyszedł z matką i z siostrą. O, a ojciec był jak, jak wspomniano inwalida wojskowy. Już nie mógł uciekać, to wlazł w kupkę naprzeciw sąsiada. W kupkę, nie wiem, z czym tam była, czy z prosem kupka, czy, czy z grochem, coś tam było jeszcze. I te i z siostrą, i z matką tylko przesiedzieli. Cała wieś się spaliła i mieszkanie się spaliło nasze i sąsiada. I jeszcze ich minęli, jakiś sto pięćdziesiąt metrów jeszcze minęli, dalej na kolonii, jeszcze popalili Ruskie, a ojca nie zna… nie znaleźli w tej kupce. I jak już to się spaliło, ucichło, bo zaraz się zmyli, uciekli. Podpalili panie całe wieś, całe wieś. Podpalili i uciekli. I ojciec stał i wygląda i widzi bulbowiec. O już umarł. Prosto do niego. Podszedł bliżej, a to sąsiad był. Gdzieś tam siedział też w dziurze w jakiejś. Przyszedł i dopiero wyleźli. Przed wie… Przed wieczorem nas znaleźli w Jagodzinie, o z bratem. I tego sąsiada też zabili. I. Struś się nazywał ten mój sąsiad. Ludwik Struś. Zabili i spalili. Pod kuchnią kości byli tego starego, a te kto dał rady to uciekł, słyszy. Tam jeszcze sąsiadkę jego zabili. No, tak jak mówię zabili wszystkich czterdzieści sześć na moje, na moje rachunek, o. No a tam się na tablicy się znalazło, ktoś tam z Chełma panie, tam też znajomy z tej wioski postawił te tablice zrobili, to pięćdziesiąt sześć jest o dziesięć dołożył na pewno tych, co Niemiec zabił. O, i to by było tyle. I tam jak siedzieliśmy tak już wiozą rannych na furze, idą pozawijane głowy, ale wszystkie szli z Ostrówek, bo nasze, z naszej wioski nie było rannych tylko, co zabili, to zabili, a to, co uciekło, to uciekło. Z Ostrówek już rannych wieźli tam. No i, i nie spalili Ostrówek. Ostrówki nie było spalone, tylko ich zganiali wszystkie. Na zebranie, na zbor, na zbor, na zbor, to do kościoła panie, to do szkoły. I tam ich wykatowali wszystkich, a resztę to zagnali do Sukoła, dalsza wioska była taka ukraińska.
B2: Sokuł, czy Sokul?
O: Sokuł.
B2: A nie Sokul?
O: Jak?
B2: Sokul.
O: Nie Sokuł. Sukił. Pa ruski skazać. Sokuł.
B2: No ja byłem w Sokulu na cmentarzu.
O: Sokul? Ale to wieś Sokuł.
B2: To dzisiaj się Sokul nazywa. No pan mówi dalej, dobrze.
O: Tam ich wymordowali. Już ile się dało, bo tu już nie było gdzie miejsca, jak chować, to się spieszyli, to zabrali resztę i pognali tego Sokoła tam w takim miejscu jednym panie, wszystkich panie wybili. O. Tam, gdzie nikto księdza zabili. Piłą ponoć rżnęli. Ja tego nie widziałem księdza. Ten ksiądz przypominał panie nie śpijcie, czuwajcie, bo tam i tam gdzieś tam pobili Ukraińcy Polaków pobili, a to nie jeden myślał, a to gdzieś daleko. I to niedługo panie to samo byli. Bo myśmy wtedy z matką byłem w kościele, bo do Ostrówek było trzy kilometry od nas, a parafia nasza była siedem kilometry, to myśmy chodzili do Ostrówek, do kościoła. O. I te ludzie wyjechali tej nocy po, po nabożeństwie. Przez noc wyjechali w takie krzaki tam gdzie ja właśnie, gdzie myśmy było paśli. Wyjechali w te krzaki, ale już dzień było widno. Przyjechali z powrotem do Ostrówek. I jak oni przyjechali obtoczyli ich panie te chachły. I wymordowali. Tam w tej, w Woli Ostrowieckiej, bo Wola Ostrowiecka była dalej za Ostrówkami. W Woli Ostrowieckiej i w Ostrówkach zabito tysiąc pięćset ludzi. O, a u nas zabito czterdzieści sześć tak, tak jak ja naliczyłem. A w Kątach trzysta zabili ludzi. Kąty, Kąty byli pod Lubomlem, ale no w tych, tych wioskach, to tak Jankowce, Wola Ostrowiecka, Ostrówki i byli jeszcze takie pod Lubomlem Berki, Kąty, to byli polskie wioski. A już, już Jagodzin, to do Jagodzina nie doszli, bo tam Niemcy pilnowali toru tego Kowel.
B1: Mhm.
O: Na Kowel, bo front był ruskich. Pilnowali toru, okopane byli cały czas te wszystkie, te tory, także tam już nie poszli. Jagodzin i Romacze nie byli spalone. Oni wszystkie wyj… Uciekli też na te stronę Buga, ale oni zabrali swój dobytek z sobą, a my zabraliśmy to te skrzynkę z dokumentami, bo matka nie wzięła nic z sobą. Później dopiero na, na drugi dzień przywlekli krowę jeszcze. Zabrali krowę i konia.
B1: Mhm.
O: Ale wozu już nie było, to wóz był stryja, koń nasz. Już było gdzie te łachy położyć. I tak spaliśmy po tej rzezi. Po dziesięć rodzin. Podwórza całe spali, stodoły. Wszystko było zapełnione tymi, tymi uciekinierami. O to pierwsze w początkach spaliśmy w… tak jak tu kloce wozili na rampę. Wywozili za komuny kloce, nie? Była wywózka kloców. I tak samo tam było Niemiec robił. W Rymaczach, w Jagodzinie, na stacji kloce, to w tych klocach spaliśmy przez… przez dwa tygodnie. Takie byli dłuższe klocy i krótsze. Niszy takie między tymi klocami byli, to tam spaliśmy. Pcheł było tam nie cię szlag trafi. Trzeba było się tak ruszać cały czas. W dzień można było wytrzymać, jak po spać nie dadzą. O, bo tam i trociny i te drzewa panie, wszystko takie. O. A później to już tako o po ludziach, w stodole, albo pod, pod wozem. Bo wóz, wóz mieliśmy stryja wóz, bo stryjowe konie zabrali bulbowcy, a nasz koń, to już pod wozem się spało. Jeść nie ma, co, a kto da jeść, jak tyle ludzi panie wszędzie. O, ja chodził do swojej wioski po spaleniu, a byłem może z pięć razy. No, co tam znajdziesz? Możesz przynieść z sadu owocu, albo jaj kurzych było do jasnego groma, po tych piecach, same kominy stoją. I te kury się w piecach gnieździli. Ja z początku nie wiedziałem, przeszedł przez wieś. Pierwszy raz, to było strach. Krowy leżą, tak jak… ja spalone krowy, to cholera na kolanach wszystkie – tak jakby spali. O, i tak samo świnie. Te świnie potrzaskane były, a krowy takie, też popękana skóra. I to tak leżało, leżało i leżało nie wiem, dokąd leżało. O to się bałem, a później chodził po te jaja. I już się jajek przyniesie się w torbę i jest, co jeść panie. A później już kury uciekali, bo było już wiedzieli, że się goniło panie te, te jaja brali, uciekali kury, ale się polowało na kury. To było tak sporo razy można było upolować kury. Zabije się panie pięć, sześć panie, ile się poniesie. I do Jagodzina pod furę, tamte kury parzyli, skubali – soli ni ma. To tak, rosół wypiją, mięso wyrzucą [śmiech]. Bo to jak, nie ma, jak jeść inaczej. O ja znowuż panie do wsi. I a ostatnio pojechałem do wsi, bo mi i koła, szkoła nie była spalona, została. Kaplica nie była spalona, mego dziada mieszkanie nie było spalone, kuźnia nie była spalona i parę mieszkań koło dziada. Chyba im dym zasłaniał, albo lub ogień, bo to takie półkole było. To te parę mieszkań nie było spalonych. To ja panie chodziłem i szkoła nie była spalona, do szkoły poszedłem. Zainteresowała mnie książka w szkole i poszedłem do tej szkoły po książkę. Ale książek nie było w szkole. Musiałem wleźć na górę, na strych. Na strychu książek leży rozmaitych starych. Wybrałem sobie książkę Robinson Crusoe, rychtyk. Później jeszcze wybrałem encyklopedię takie – zwierzęta, płazy, ptaki, ryby świata, wszystkie byli. Te drugie pod pachę i zlazłem z tego, z tej szkoły. Już iść w te stronę do domu, bo to było w drugim końcu wsi, a to coś tylko tra, tratata, ta, ta – gdzieś niedaleko szkoły. I ja dyla w tę stronę do dziadka. A u dziadka chałupa stała, niespalona. Do dziadka. Doleciałem do dziadka, drugi raz panie, znowuż – jak z maszynowych karabinów, czy no była taka strzelba, strzelbana, strzelbała, to ja krok i na Jagodzin panie tam do tej fury, gdzie w Jagodzinie fura ta była, no i po tą furą było całe te pomieszczenie dla dwóch rodzin, ojca i ojca brata. O, przy tam przyszedłem później mówię, że tak i tak było. On to ojciec panie także, że nie zabili bulbowcy. Po coś ty tam poszedł, po co tym tam poszedł? Rano już dwóch wiozą z mojej wioski. Takie Szewczuki się nazywali. Przyszli tylko z wojska, bo to w 39 roku było takie, z wojska przyszli dwaj synowie. Pojechali tam zasiać sobie zboża trochę, bo myśleli, że będą dalej tam mieszkać. Zaczęli tam te skurczysyny te Ukraińcy panie, złapali obu zabili. Młode chłopy. O, już ich wiozą na cmentarz. Tak było. A ja panie jakoś dyrdnąłem do domu. I, i wtedy, jak tych dwóch zabili, to spalili szkołę, spalili kaplicę, udopalili, nawet kuźnie popalili, gdzie, jaka budynek stał z boku gdzieś z brzegu, to też popalili. Wykończyli to. O, a Ostrówki zapalili dopiero za dwa tygodni. Jeździłem do Ostrówek po zboże, a co będziesz jadł. Ojciec mówi Janek jedziemy mówi, weźmiemy snopki, i tam stała taka targanka była, kierat, ale w innej wiosce już w Jagodzinie, tu bliżej tu, spokojniejsze miejsce. I tu wymłócimy, no i tam byli takie, końmi robili to, to takie zboże, to męli. Takie jakieś żarna byli, ale końmi to kręcili, kieratem. My pojechali tam panie, a ojciec mnie posuwa zrzucić, w Ostrówkach – zrzucić zboże ze stodoły wysoko. Bałem się jak pierun, ale co pan karze sługa musi. Wlazłem, ni ma Ukraińców nigdzie, wszystkie budynki stały niespalone. Zrzuciłem tam trochę tych snopków, może z piętnaście, może ze dwadzieścia, no i tam ojciec układał na wóz, a ja myślę pójdę zobaczę do chałupy, może, szaber mnie interesował. Też czasami też trzeba, może coś się spodoba. Wszystko tego. Zaszedłem do jednego mieszkania, skurczysyny te wszystkie po, pobite, pierzyny leżą zakrwawione, pobite te takie [zastanowienie], no ceramiczne te takie święte, co stali i ludzie kupowali.
B2: Figurki.
O: Powywalane, pobite panie, powywalane wszystko kurcza jego mać. Po… Poszedłem do jed… do jednej chałupy, do stu… do studni zajrzałem. Tam, tak mi się zdawało, dokładnie nie wiem, ale zdawało się, że tam utopili kogoś i nawrzucali drzewa takie. Koryto jakieś świńskie, czy coś było, narzucali. O, i dalej nie poszedłem. Ojciec jeszcze wziął łóżko jedno, bo nie było, na czym spać. Może, może gdzieś się chałupa znajdzie, to się będzie spać [śmiech] – nie zawsze pod wozem. Łóżko wziął, bo w tych Ostrówkach takie dębowe i jedziemy do domu. Przyjechaliśmy do domu, wymłóciliśmy tutaj już pod Jagodzinem. No już parę dni była ta jakaś tam kasza. A jakie to było, jakie to było mąka. Za, za Ruskiego, to w żarnach się kręciło. Za ruskich jeszcze było można w Lubomlu zamleć. Jak Niemiec przyszedł, to w żarnach. I tak proszę pana to było. Stamtąd już dalej, już jesień była, zimno, nie będziesz spał na podłodze i na podwórzu. To my stamtąd na te stronę Buga. Mus… musowo uciec. Już granica jest. Jakoś tą furą panie przyjechaliśmy tamtą stronę, ale przez Bug. Było takie miejsce wskazane, że można było przejechać. To te dzieci stryja powsiadali na wóz, bo to małe i siostra, ojciec też wlazł, jako furman. A ja musiałem z tyłu iść za krowami. Bo krowa była i jałówka. Wody było tak na Bugu. Bałem się, jak skurczy syn. Po pas. Na poddennice nabierało się, jak przejeżdżali przez Bug. Tylko przejechali przez Bug i już jest dwa Niemcy. Halt. O już teraz, teraz to już będą do Niemiec zabiorą od razu, ale coś tam, ojciec tam z tymi Niemcami panie, niby to gadał, ale to, jaka to gadka panie, trochę na migi, trochę tak i na ostatku widzę kura już poszła, bo dwie kury matka miała [śmiech] Gdzieś kura poszła jedna do Niemca, e to myślę, już puszczą i puścił Niemiec. Puścił, przyjechaliśmy do Świerz, przez Świerze do Żalina, bo w Żalinie już przedtem, wujek tam u sołtysa mieszkał w Żalinie. Sołtys się nazywał… [zastanowienie] muszę przypominać, już głowa nie działa. Józwa taki, Kutowski. Kutowski to są na podwórzu przenocowali, później zaczął ojciec tam chodzić i szukać czy miejsce gdzieś, zima idzie. No i tam do takiej Karolichy, przezywali ją Karolicha, ale to Mazurkiewicz się pisało. U Karolichy tej przez zimę byliśmy. Nawet nie przez całą zimę. Byliśmy, jak był tam taki Edzio, ta Karolicha miała syna, a jej mąż był w Niemczech, Niemcy zabrali, tego syna, to my tam na ziemi spali. To ten Edzio skurczysyn wstanie i my na ziemi leżymy, tak o po nas nogami, co będzie gadał, bo wyrzuci na dw… na dwór. Potańcuje, potańcuje po nas, śmieje się panie. I ona nic jemu nie gada. Takie spanie było. Drzewo trzeba było przynieść z lasu, bo palić, bo ona ci nie da swego drzewa. Jeść też nie. No i, a później już pod koniec zimy, to przyszła taka jedna pani, nazywała się Jeszczyńska, zabrała mnie na służbę, bydło paść, takiego chłopaka. A druga przyszła zabrała brata. Książek się nazywała. Książek z Żelina. Brata zabrała. My tam niedaleko przez drogę mieszkaliśmy oba. Ja służyłem tam u tego Jeszczyńskiego, a brat u tego. To już tam byliśmy aż do końca wojny. O, jeszcze jeździłem za Bug później. Za Niemca to było jeszcze. Już Niemiec jeszcze to był to w Rosji. Jedziemy do ciotki, tam, to wtedy obserwował on dobrze te 27 Dywizję. Ta 27 Dywizja AK. Tu AK jeszcze nie było nigdzie. I tu, tu w Polsce też nie było AK. AK to zrobili, później już się zrobiło. A przeważnie teraz AK. A tam to była 27 Dywizja AK, ale to było takie AK, ja panu powiem. Po prostu od Ukraińców bronili się. Tamci byli już takie zorganizowane w zamłyńskich lasach. W Zamłynie było z tej strony, z prawej strony toru Chełm – Kowel w tym lesie. A i oni tak przychodzili, bronić bu.. bo bulbowcy jeszcze przychodzili panie. Podchodzili, gdzie może złapią kogoś tego, to zabiją. O, co… I tam byli zrzuty, te robili. Nie wiem, kto tam robił te zrzuty. No jakieś alianci, coś takiego. Broń zrzucali tam im, to tamto i spadochron się zawisł w tym lesie i Niemiec podpatrzył, bo w Rymaczach, w Jagodzinie to, to było taka po prostu Niemców dużo było. I tam zaczęli bombardować i oni stamtąd się wynieśli. Ja wtedy byłem u ciotki w Kupraczach. A ta wieś Kupracze i Rymacze przez tor. To przez podwórze szli w nocy. I wszy… ani jeden strzał nie padł Niemców. Przeszli przez tory. Dwóch tylko zabili na torach, bo było widać, bo to może jakieś pięćdziesiąt metry od mieszkania ciotki. Dwóch zabili tych… no tych obrońców naszych. AK, co było tych, tych 27 Dywizji na, na wale, to wał taki był torowy, a te resztę przeszli. W Jagodzinie, w Jagodzinie w Starym to w całym podwórzu Niemców. I cały, no obstawiony Niemcami, żeby chociaż jeden strzał padł i przeszli, i poszli te w lasy za Polskę. O, no i tak to było. Cóż to dalej? Dalej to było już ej. Nie wiem, czy to opłaci się mówić?
B2: No a jak pan trafił do Łukówka?
O: Jak trafił do Łukówka?
B2: Tak
O: He! Ja trafił za Niemca jeszcze do Łukówka.
B2: Właśnie.
O: Do Łukówka nie, na Iłowe.
B2: A na Iłowe.
O: Na Iłowe. A jak było? To było tak, że te AK, to jeszcze było takie, Tak zwany, podejrzewam, że to ten sam był. Taki facet. Mieszkał u Mirodki. A myśmy od Mazurkiewicza przenieśli się do Iwoniszczuka, to też było po sąsiedzku. I on, jakiś tam miał z ojcem, po prostu ten zza Buga, ten zza Buga, czy on zza Buga, niby to leśniczy, a piorun go wie, kto on tam był. Ale ja podejrzewam, że to był ten Filipowicz z Lubomla, który, który, który miał pseudonim Kord.
B2: Jak, jak?
O: Kord pseudonim miał. Kord, że to on był. I on to tak, niby leśniczy, siedzi panie, nic nie robi. To za Niemca jeszcze było. Nic nie robi, a żyje. I przychodził tu do ojca. Jak ojciec nie ma, czym palić, no to te, gospodarz ci nie da drzewa, to on mówi pojedziemy po drzewo. Mieliśmy konia. O i od, od su… Od tego gospodarza wóz wziął ojciec i jak pojedziemy, to pojedziemy. Pojadą do drzewa, ja pana an asygnatę wypiszę, jakby coś, wypiszę. A jak pojechali z ojcem po drzewo [śmiech], to mówi, nie takie proste wybrał brzozę i zrzynają z ojcem. Ojciec mówi to tak, to prosta, to szkoda zrzynać. A to krzywa mówi, krzywe źle rąbać [śmiech]. Narżną drzewa przywiozą. Kartofli on kwit pisze. U Żalina był taki Dobryło. Wie pan gdzie to jest? U Żalina, zaraz za tym zagajnikiem, co był taki świerkowy. Dobryło wypisze kwitek [00:47:29], a to tu ten dwór, to chyba Niemcy urzędowali tam. O. Ale to cywilne chłopy byli. Daj ziemniaki panie, kartofli, czy tam jeszcze coś, zboża trochę daje, no i taki tam dłuższy czas był, byli. Później jednego razu przyszedł, to, to pamiętam panie, jak trzeba. Przyszedł do ojca. On chce konia i wóz, bo on chce w jedno miejsce jechać. No dobrze, no ojciec nie śmie odmawiać, bo to tak nas przyjął po prostu. No dobrze, ale on chce jeszcze mnie, wziąć ze sobą. O, no panie, ja za swego, za swego syna on chce wziąć panie mnie w te podróż. No i my pojechaliśmy. Jedziemy, jedziemy, jedziemy, jedziemy. Przyjechaliśmy panie do tak, za dnia jechaliśmy. Już widzę na Rudzi most, dopiero później powstał, poznałem tego most. Na Rudzi most. Przez ten most przejechali. Niemców do skurczysyna na moście, ale Niemcy nie kontrolują tego, a on wziął z lejce i jedzie, jako furman panie, a ja z tyłu siedzę. No minęliśmy to, przejechaliśmy na Iłowę do Dąbrowskiego Stacha. A on już siedział w mieszkaniu ten Dąbrowski po tych Holendrach. A ten Dąbrowski Stach, to się ożenił z tych Błaszczuków z lasu, może pan pamięta, może coś o tym panu wiadomo?
B2: Ale jakiego lasu?
O: Z tego lasu, pod rzeką.
B2: Nie wiem.
O: Tam gdzie mieszka, tam gdzie ten pa… Gdzie Piotr mieszka, ten pasiekarz.
B2: Nie wiem, nie wiem.
O: Co to jest. Toż tam niedaleko z Sajczyc.
B2: A nie, to…
O: Tylko przez las hycnąć.
B2: Tylko las szeroki.
O: A most to pan pamięta tego starego?
B2: Gdzie na Uherce?
O: Tak na Uherce.
B2: Pamiętam, jeździłem przez ten most.
O: A to oni naprzeciw mostu tam mieszkali.
B2: A no to jest tam, tam, tam Błaszczuk, tak jest. Ten dom jeszcze stoi.
O: Tam nie Błaszczuk mieszkał. Tam nie wiem, kto teraz mieszka.
B2: Syn, zięć.
O: Tylko Błaszczuki…
B2: Zięć Błaszczuka.
O: Który zięć, ten Pioter?
B2: To, to, to z rodziny Błaszczuków [00:49:59].
O: A on mówi, że on nic nie wie w tej sprawie. Ja jego pytałem.
B2: Nie wie, on nie wie, bo on się wżenił.
O: A ta jego żona taka, ma takie oko.
B2: Tak.
O: To mówił, że nic nie wie. Ja jego pytałem, czy, czy, czy ty coś wiesz? Bo to tam była…
B2: Tam była teściowa z Błaszczuków.
O: Tam była też taka jakaś partyzantka.
B2: Mhm.
O: Coś takiego. I ten właśnie Dąbrowski się ożenił z tych Błaszczuków, z tą, jak ona się nazywała? No mniejsza o to. I my tam zajechaliśmy, ten pan mnie tam zawiózł. O jakieś znajome panie jakieś z, z tym, z tym panem z Żelina, znajome jakieś. O już wódkę piją. Jeszcze mnie kieliszek dają, chyba po to, żeby się, żebym nie pamiętał nic [śmiech], No wypiłem kieliszek. Siedzę z boku, a oni się tam goszczą, gadają tego śmiego. Pogadali ile trzeba, jedziemy dalej. Dalej zawrócili koni. Z początku zajechaliśmy na leśniczówkę. Ja dopiero później, ja nie wiedział, że to leśniczówka wtedy. Na leśniczówkę. Tam zajeżdżamy na leśniczówkę do kuchni. Ja w kuchni siedzę, a tam w pokoju panów takich siedzi panie, o, cały sztab. Generalicja jakaś panie. U Hawryluka na leśniczówce. O i on tam między nimi coś pogadali tego, tam ile trzeba było, może godzinę byliśmy tam, może półtorej. Później wyszedł i jeszcze jeden z nim wyszedł. Kazał im urąbać rąbanki, taką ćwiarę prawie. Urąbali tej rąbanki, wynieśli na wóz i idziemy. Tam też, tam też kieliszek wypiłem [śmiech] Też chyba, dlatego. Jedziemy. Przyjechaliśmy na Rudę tutaj. Ja dopiero później sobie skojarzyłem. Na Popówkę, tam gdzie cerkiew była. Na te Popówkę. Tam jeszcze, ale już sam tam chodził beze mnie. Już sam, coś tam może z godzinę nie było. I przy… I przyjechaliśmy z powrotem do Żalina. Nikt nas panie z Niemców nie tego, nie zauważył, albo może nie chciał zauważyć. Przyjechali po wojnie. Ja jak tu przyjechaliśmy do Łukówka trafiliśmy. Pa, pa, panu powiem jak, jak trafiłem do Łukówka, ale na razie skończę to. Ja po wojnie jak tu do Łukówka przyjechaliśmy, to sprzedawałem gazety, kamyki do maszynki, igły, tam jeszcze takie rzeczy, których nie było, bo sklepu nie było. O. Miałem tam takiego Ulewicza w Chełmie znajomego. On mnie te gazety dał za darmo panie, bo to, to uży… Używane byli gazety, już przeczytane. On mnie daje za darmo, a ja to zarabiam, to, to jajko, jajko kosztowała gazeta, jako, no. Albo dwa jajka, nie wiem. Chłopy kupowali, bo na papierosy. O. I to tak, jak tu w Łukówku to tak chodził to na Małe Bukowe, to na Iłowe tędy i jak zaszedłem na Iłowe, poznałem tam takie były u tego Dąbrowskiego, było dwa obrazy białe niedźwiedzi na takich krach stali. Ja zachodzę patrzę te same niedźwiedzi. Ja mówię, ja tu kiedyś był u pana, a nieprawda. Ja mówię, jak to nieprawda, obrazy wiszą jeszcze. O. Te śledzi miałem z sobą, do, do Hań… Do koszyczku. Panie takie o drobne rzeczy panie. O. Nieprawda. Ja mówię nieprawda, bo obrazy jeszcze wiszą. No, ale na temat nie gadaliśmy i nie chciałem go przestraszyć. O. I poznał, że to tu byliśmy, właśnie tu. O. I tu później ten Dą… Dąbrowski przeniósł się do Łukówka na ukraińskie, bo tamto było poniemieckie, stare. Na ukraińskie. On tu umarł, ten Dąbrowski. O. I tak to było. I tak samo i poznałem te chałupę ceglane, Hawryluka. A tam koło tego Hawryluka mieszkał ten, jak on się nazywał? Pan tam coś o nim pisał. On taki propagandę takie trochę takie panie tam siał za komuny, tego chodził tako na zebrania.
B2: Nie wiem.
O: Oj. Jak nie, jak pan mówił po nazwisku, tylko ja zapomniałem. Lewandowski, czy jak, był taki Lewandowski?
B2: Nie, jakoś sobie nie przypominam, nie wiem.
O: Jak nie pamiętam. Lewandowski na pewno.
B2: To może, może chodzi o tego autora, tego pamiętnika.
O: Może i to tak. Pamiętnika?
B2: Pamiętnik napisał.
O: Może i napisał.
B2: A to Waldowski.
O: A o Waldowski, Waldowski, Waldowski.
B2: Tak.
O: Ja jego dobrze znałem, tu przychodził no.
B2: Ty może masz jakieś zdjęcia jego?
O: Nie, nie mam.
B2: Nie ma pan.
O: O tu zebrania byli, to przychodził tu do Łukówka, jak to…
B2: Partyzant.
O: Jak to za komuny. To on mieszkał przed Hawrylukiem. Tu bliżej. Ja wiem gdzie on mieszkał ten Waldowski. Waldowski czy jak to, inaczej pan mówił?
B2: Waldowski, Waldowski.
O: Waldowski. O. Takie fajny chłop był. I on mieszkał przed Hawrylukami. I po wojnie jak tędy się jeździło przez Liczówkę, te chałupę Hawryluków poznałem. Tamte bandziorów tych, no, teraz byliby wyklęte chyba te Hawryluki [śmiech].
B2: No pewnie tak.
O: Te chałupę panie przez…
B2: Tam bunkier był [00:55:51].
O: A te Hawryluki…
B2: Popełnił samobójstwo.
O: Słyszysz mnie pan.
B2: Tak.
O: Te Hawryluki panie Mirku tam mieli jeszcze w tych, tam gdzie Łuziński mieszkał za Sawinem.
B2: W Osowcu.
O: W Osowcu tym.
B2: I tam Pokorska stamtąd.
O: Skurczysyny. O. To jakaś, jakaś chamuła i oni tu panie…
B2: Ten rzeźbiarz z Sawina Hawryluk.
O: Co?
B2: Hawryluk ten rzeźbiarz z Sawina.
O: Ale to on chyba nie z tych Hawryluków.
B2: Nie?
O: Nie, to coś, co innego jest. On może być z tych Hawryluków z Żalina, bo tam też Hawryluki byli, ale, o, ale w Żalinie.
B1: Mhm.
O: O tak ja u tych Hawrylukach to tak. Mnie się dobrze, to panie nie przestawia, no, ale co będę gadał, co tam takie, jak tutaj w Bukówku, to, co on winien panie.
B2: A no tak.
O: No, ale tam ich wyłuskali. Oni tam mieli bunkier pod to mieszkanie, coś takiego panie. Tam jest wyłuskali tamtych też z Osowca.
B2: Mhm.
O: Gonili. O, to, to właśnie takie byli, takie było panie wyklęte. Mnie te wyklęte to się kojarzą po prostu z bandami, bo tak tu nazywali tu z tej strony Buga, bandy, bandy.
B2: No tak.
O: Partyzantki nikt nie wspominał tylko bandy. Bo oni cholera chodzili kradli, zabijali, jak już panu powiedziałem. Trzeba było złapać tego Szymczaka.
B2: Zby…
O: Toż to jego wujka zabili.
B2: Zbysława tego?
O: Zbysława no, a panu nie mówiłem?
B2: No nie wiem, jakoś, ale to, co, to jego wujka zabili?
O: Jego wujka właśnie.
B2: Aha.
O: Tego z Łukówka.
B2: To ja zapytam.
O: A mego kumpla.
B2: Ja jego zapytam.
O: To zapytaj pan. Był wtedy na dożynkach i ja mówiłem panu, zapytaj pan. Taki Rostecki był Antek w Łukówku, to Żelazny go zatłukł. O Żelaznym panu też mogę powiedzieć.
B2: No…
O: Co pana jeszcze ciekawi?
B2: Może [00:57:57].
O: Jak ja się dostał z Żalina do Łukówka?
B2: Może obrazy, rzeźby, właśnie to może, nie.
B1: Tylko, jak to, jak to o na to przełożyć?
B2: Słucham? Jeszcze Pan chce to, tak?
B1: Bo ja nie wiem, to obrazy, rzeźby, no to tak krótko, ja fotografię zrobię, nie.
B2: Mhm.
B1: Tylko jak to…
B2: No niech pan mówi, no.
O: Chce pan, bo jak ja się tu dostałem?
B2: No właśnie.
O: Po wojnie nikt Ukraińców nie wywoził za Bug. Niech nie pieprzą, że ich panie tam zawieźli ich tam wywieźli i ich tam wywieźli. To tylko to mieszkanie, o to już się spaliło ono. Tu stało. To było całe. Obszedłem ten poza Chełmem, poza torem, to tak: Dorohusk, Turka, Pławanice, Kamień, Rudolfin, Zanówinie. Z ojcem, bo ja wszędzie z ojcem, bo ojciec, jak mówił był, był sztywny, to ja zawsze z ojcem chodziłem, znaleźć mieszkanie jedne. Jednego mieszkania nie znajdziesz, żeby nie było zdewastowane.
B2: No tak.
O: Pobili, okna, piece porozwalali wszystko kurczę i koniec. O, a na rampie stali po trzy miesięcy. W Dorohusku, w Chełmie na rampie czekali i by… Oni do baćka jadą. I jak już podstawili wagony im, to tak napisane: Hirson/Sierson, Zaporozie, Dniepropietrowo, tam gdzie oni chcą jechać. A gdzie ich zawiózł to nie wiadomo.
B2: No oni tak [00:59:34].
O: Stalin.
B2: Czułczyce, czy coś takiego.
O: A oni to, to tak budowali Ukrainę.
B2: [00:59:39] jak wyjeżdżali.
O: Budowali Ukrainę, ale jeszcze przed wojną, przed 39 rokiem jeszcze Ukrainę budowali skurczysyny. Mało tu było z Łukówka takich, później poprzyjeżdżali. No nie będę gadał panie, jakie. O, ale tak było.
Podobne wpisy
- Opowiada: Józef Oleszczuk
Wspomnienia z czasów II Wojny Światowej
- Opowiada: Mieczysław Gajowiak
Temat rozmowy: Działalność Towarzystwa Przyjaciół Milejowa w zakresie upowszechniania historii…
- Opowiada: Jan Mika, Wiesław Woliński. Fragment rozmowy - 7.
Temat rozmowy: Wspomnienia mieszkańców miejscowości Cyganka w gminie Milejów.
- Opowiada: Jan Mika, Wiesław Woliński. Fragment rozmowy - 1.
Temat rozmowy: Wspomnienia mieszkańców miejscowości Cyganka w gminie Milejów.