O: Przedstawię wspomnienia mojego dziadka, Stanisława Nieworaja, który spisał je na jeden z konkursów “Chłopskiej Drogi”, z okazji dwudziestolecia Polski Ludowej. Zacznę tak, jak dziadek zaczyna, czyli od jesieni tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku, od rozbioru Czechosłowacji. “Pamiętam, a było to zdaje się w październiku, wziąłem słuchawki na uszy, bo miałem wówczas detefon radiowy, a miało go już we wsi czterech, w tej liczbie i ja. Jak Hitler zabierał Sudety czeskie, a Polska Zaolzie. Mając słuchawki na uszach słyszę, jak marszałek Rydz-Śmigły wydał rozkaz – maszerować na Zaolzie. Rok tysiąc dziewięćset trzydziesty dziewiąty. Od żądania Hitlera zbudowania autostrady przez polski korytarz do Prus Wschodnich, każdy, kto się trochę orientował w polityce, wiedział że wojna z Niemcami jest już nieunikniona. [00:01:04], wyjdę trochę na wieś. Sąsiedzi mnie pytają: Co gada radio? Będzie wojna, czy nie? Ja mówię: Skąd mogę wiedzieć? Przecież nie jestem politykiem. W lipcu nastrój wojenny przybiera na sile. Polska nie godzi się na żądania Hitlera, propagandą, mocarstwowością Polski. Mamy silny sojusz, Francję i Anglię, nie damy ani guzika od munduru. Jesteśmy silni, zwarci i gotowi. W lipcu niektóre roczniki otrzymywały wezwanie na ćwiczenia, jako rezerwa, w tej liczbie i ja. Czternastego lipca otrzymuję wezwanie, aby w dniu piętnastego lipca zgłosić się w swej jednostce macierzystej, czyli w 2-im Pułku Saperów Kaniowskich w Puławach, na sześciotygodniowe ćwiczenia, jako podoficer. Co robić, żniwa się zbliżają, dzieci małe, a tu gospodarstwo sześć hektarów. Idę do Siedliszcza, do gminy, z wójtem się poradzić, a wójtem wówczas był Mazur Stanisław, nawet mój kolega ze szkoły, bo ja również byłem członkiem zarządu gminy i członkiem rady gminy. Co robić? Mówi do mnie: Wiesz co, komendant Powiatowej Komendy Uzupełnień w Chełmie lubelskim jest dobrze mi znany, zatelefonuję, może się da, co zrobić. Odszedł od aparatu i mówi do mnie: Pisz podanie i natychmiast jedź do PKU. Tak i zrobiłem. Dał mi zaraz arkusz papieru, napisałem podanie, pieczątki przybił, podpisał i zaraz dopowiada, że w drodze wyjątku jestem zwolniony z ćwiczeń. Dopiero drugi wypadek taki ma. Będąc w biurze komendanta słyszę radio, gra Marsyliankę, jako dzień święta narodowego Francji. Ucieszyłem się z takiego obrotu sprawy i prędzej chcę się dostać do domu, już będę miał spokojne żniwa. I tak mnie ominęła mobilizacja. Sierpień, ogólne przygnębienie. Wojna wisi w powietrzu, już nikt nie ma wątpliwości, co do tego. W pierwszej połowie sierpnia mobilizacja niektórych roczników, za kilka dni powszechna mobilizacja. W ostatnich dniach, dokładnej daty nie pamiętam, znowu słuchając, słyszę, że gdzieś w okolicy Gliwic, Niemcy zaatakowali posterunki graniczne. Wrzesień. Pierwszego września rano, wziąłem słuchawki na uszy. Słyszę, spiker zapowiada wojnę. Niemcy o godzinie czwartej z minutami, wtargnęli w granicę Polski i silnie zmotoryzowane oddziały pancerne prą naprzód. Armia polska stawia zacięty opór. To był piątek. W sobotę, drugiego września, słyszymy huk bombowców niemieckich i detonację od bomb. Zrzucają bomby na tor kolejowy Lublin-Chełm. Trzeciego września, niedziela, bombowce w dalszym ciągu królują w powietrzu. Oczywiście niemieckie. Polskiego lotnictwa nie widać. Poszedłem do Siedliszcza, do kościoła. Słychać detonacje, gdzieś niedaleko spadły bomby. Ludzie zaczynają uciekać z kościoła. Ksiądz mówi, żeby nie uciekać, bo tu jest bezpieczniej. Radio zapowiedziało, że Francja wypowiedziała wojnę Niemcom. Entuzjazm, radość, ludzie śpiewają Boże, coś Polskę. Na drugi dzień wypowiedziała wojnę Anglia… czy wpierw Anglia, a później Francja. Radość panuje wśród ludności, już teraz nie jesteśmy osamotnieni. Hitler prędko zostanie pobity. Wojna będzie trwać najwyżej dwa tygodnie, bo jak lotnictwo francuskie, angielskie i polskie zaatakują Niemcy, to kamień na kamieniu nie zostanie. Pogłoskę ktoś puścił, że armia polska wyparła już Niemców z granic i maszerują na Berlin. Następnego dnia coraz więcej pojawia się bombowców na horyzoncie, coraz więcej detonacji. Wieczór, znów słucham przez radio. Przemawia Naczelny Wódz Rydz-Śmigły: Armia polska stawia zacięty opór i cofa się. Westerplatte się broni i przejdzie do historii. I to były ostatnie słowa, które usłyszałem wypowiedziane przez Naczelnego Wodza, w ów wieczór przez radio, we wrześniu trzydziestego dziewiątego roku. Następnego dnia rano wziąłem słuchawki na uszy, ale Raszyn już zamilkł. Bombowce hitlerowskie coraz więcej królują w powietrzu, coraz większa ich ilość, coraz częstsze detonacje. Ósmego września pierwsze bomby spadły na Chełm. Ludzie już przestają wierzyć w pomoc Francji i Anglii. W następnych dniach coraz więcej pojawia się na drogach cywilów, uciekających przed wojną na wschód i coraz więcej żołnierzy w pojedynczych grupkach, z bronią i bez broni. Wszystko podążające na wschód, za Bug. Rozeszła się wieść, że Rosja, to jest Armia Czerwona, idzie nam na pomoc. Duch wstąpił w ludzi, ale nie na długo, bo żołnierze polscy wracający zza Buga zaczęli przynosić złe wieści, że bandy ukraińskie, uzbrojone napadają na polskich żołnierzy i ich rozbrajają, a Armia Czerwona jeszcze tam nie dotarła. Niemcy coraz bliżej, słyszymy. Wkroczyli do Lublina. Przekroczyli rzekę Wieprz. Rozbitki armii polskiej w nieładzie się cofają. Okoliczne wsie się palą. Wieś Kolonia-Wola Korybutowa, położona od mojej wsi o cztery kilometry, pali się i to w kilkunastu miejscach. Karabiny maszynowe trajkocą już blisko. Okazało się, że to cywilni Niemcy, koloniści zamieszkali w Woli Korybutowej, strzelają z broni maszynowej do cofających się żołnierzy polskich, którzy później zostali złożeni we wspólnej mogile koło kościoła w Woli Korybutowej. Następnego dnia do nas nie przyszli i nastąpił jakiś zastój w działaniach wojennych. W przeciągu jakichś dziesięciu dni, już dziś dokładnie nie pamiętam… wiem tyle, że Niemcy wycofali się za Wieprz. W tym czasie wracali żołnierze, już bez broni, którzy byli za Bugiem, a którym się udało przebrać. Październik. Czwartego października rano, wkroczyła do nas Armia Czerwona. Przeszli przez naszą wieś dalej na zachód, nad Wieprz. Mówię do żony: Pójdę do Siedliszcza, dowiem się, co tam słychać. Doszedłem do gościńca Siedliszcze – Łęczna. Dołączyło do mnie dwóch żołnierzy polskich, jeszcze z karabinami i idziemy razem. Przeszliśmy jakiś jeden kilometr, maszeruje piechota Armii Czerwonej, od Siedliszcza w kierunku zachodnim. Zatrzymują tych żołnierzy, każą im oddać broń. Żołnierze wykonali rozkaz. Pokazują na orzełki na rogatywkach i jeden mówi: [00:08:20], a żołnierze również wykonali rozkaz i kazali im iść. Przyznam się, że niemiłe wrażenie to na mnie wywarło. Przychodzimy do Siedliszcza, pełno wojska sowieckiego, ci dwaj żołnierze gdzieś mi się zgubili i dalej idę na rynek. Widzę, stoi udekorowana, na szosie od strony Chełma, brama triumfalna na czerwonym materiale i wypisane duże litery: Niech żyje Towarzysz Stalin, Mołotow… i inni, już nie pamiętam, jacy. Ktoś zaintonował Międzynarodówkę, jedni pozdejmowali czapki i śpiewają, drudzy pokulili się w czapkach i przyglądają się. Ja sam, będąc w tym tłumie, zbaraniałem, będąc jeszcze pod wrażeniem przeżycia z tymi dwoma żołnierzami, ale ostatecznie czapkę zdjąłem, bo wiedziałem, co to jest Międzynarodówka. Po tym wszystkim, co zobaczyłem, spieszyłem do domu prędzej, bo czas niespokojny. Jak wróciłem, to wojska sowieckiego nie było już w mojej wsi. Rozlokowali się dalej na zachód ode mnie, gdzieś nad Wieprzem i tak było, lepiej niż tydzień czasu, cicho. Niemcy nie doszli. Sowiety przeszli i poszli. Aż pewnego październikowego ranka, jeszcze było szaro, słychać wielki huk motorów. To jest czołgów i innego sprzętu motoryzacyjnego i wszystko w pospiesznym tempie wycofywało się wszystkimi drogami, w kierunku na wschód, za Bug. Zastój ten, jak wspomniałem, w działaniach wojennych, jak się później dowiedziałem, był pertraktacją między Hitlerem, a Stalinem, w sprawie ustalenia granicy między Rosją, a Niemcami i zawarciem paktu o nieagresji między obu krajami. Za jakieś trzy dni zobaczyliśmy wojska niemieckie w Siedliszczu. Jakiś oddział artylerii i trochę piechoty. Pozostali pojechali w stronę Chełma, na wschód. Polska administracja nie urzęduje, niemiecka też jeszcze nie objęła władzy. Aż którejś niedzieli, a była to prawdopodobnie pierwsza niedziela listopada, poszedłem do Siedliszcza do kościoła no i oczywiście dowiedzieć się, co słychać i czy już Niemcy urzędują. W tym czasie przyjechało samochodami wojsko niemieckie z Chełma. Wszystkim, którzy byli na rynku i tym, którzy wyszli z kościoła, kazali zejść się, bo będzie jakieś przemówienie do miejscowej ludności. Na środku rynku, na samochodzie, stanął jakiś oficer niemiecki, a obok niego, jak już wspomniałem na początku, wójt gminy Stanisław Mazur. Ów oficer przemawia do ludzi po niemiecku, a tłumacz, tutejszy kolonista znający polski język, mówi do nas po polsku. Mówi do nas, o ile jeszcze zapamiętałem te słowa: Żołnierz polski spełnił obowiązek wobec swojej ojczyzny, a teraz, kto jeszcze posiada jakąś broń, żeby oddać i żeby podporządkować się nowej władzy niemieckiej. W przeciwnym razie będą stosowane represje wobec nieposłusznych. Po tych słowach, samochód z oficerem, wójtem i swastyką ruszył pod Urząd Gminy Siedliszcze. Swastykę zawiesili na budynku gminnym i jeszcze raz ów oficer przemówił, że wójt pozostaje ten sam i żeby wszystkie zarządzenia niemieckie, ludzie wykonywali bez żadnego oporu. W tym czasie, zgromadzeni miejscowi Niemcy, niemieccy koloniści tutejszej gminy, odśpiewali hymn niemiecki, Deutschalnd, Deutschland über alles. Takie było przyjęcie władzy niemieckiej w gminie Siedliszcze. Któregoś dnia, po tej niedzieli, poszedłem do Siedliszcza. Widzę kilkunastu żołnierzy niemieckich, kręcących się po osadzie, przeważnie po bogatych sklepach żydowskich, bo Siedliszcze to przeważnie osada żydowska, było ponad dwa tysiące Żydów. Nawet mieli swojego sołtysa Żyda, i co jakieś lepsze towary, to zabierają, a co gorsze i im niepotrzebne, każą zabierać ludziom cywilnym. Kto uczciwy, to popatrzy i ucieka, a kto chytry i łajdak, to łapie, co mu się daje. Będąc w tym czasie w osadzie poszedłem do gminy. Jest wójt i sekretarz, Stachowski Stanisław. Mówię do wójta, jako kolegi: Stachu, ty rzuć to wszystko, bo to się źle może skończyć dla ciebie. Jest tylu cywilnych Niemców, kolonistów, niech urzędują. Jesteśmy w niewoli. A on mi odpowiada: Ty wiesz? Ja dziś większy jak wojewoda. Mówię: Zobaczymy. Pożegnałem się z nim i z sekretarzem i poszedłem do domu. Wójt Mazur urzęduje, ale słyszę pogłoski, że już nie będzie, że już ma zdawać urzędowanie Niemcowi, koloniście z Woli Korybutowej, nazwiskiem Rode. Niedziela, a zdaje mi się, że był to jedenasty listopada, już dokładnie nie pamiętam, mówię do żony: Pójdę do kościoła, zobaczę czy dużo Niemców jest. Ale odszedłem od domu z półtora kilometra, wraca mój syn dziesięcioletni ze swoim kolegą, też w tym wieku, z kościoła. Z rannej mszy idą. I mówi do mnie: Tato, tam w dole leży zabity jakiś chłop. Mówią, że to Niemiec Rode, co miał być wójtem. Stanąłem, pomyślałem i mówię: Nie pójdę do Siedliszcza, idziemy do domu. Wyczułem, że będzie coś źle. Słyszę, że najechało do Siedliszcza pełno wojska, otoczyli miasteczko i nikogo nie wypuszczają. Wszystkich i tych, co wyszli z kościoła, spędzają na rynek. Rozstawili w szeregi i mówią, żeby wydać tego, co zabił, bo jak nie wydadzą to, co dziesiąty będzie rozstrzelany. Płacz, lament, nikt nie mówi kto, ale jakieś podejrzenie padło na wójta. Wójt się tłumaczy, że w tym czasie był na probostwie u księdza proboszcza, a zabójstwo Rodego dokonane zostało w sobotę wieczorem. Wracali we dwóch, Rode i niejaki Cepik, też Niemiec, z Kolonii Stręczyn z gminy Cyców. Cepik został tylko lekko ranny w nogę i uciekł, a Rode został zabity na miejscu. Jak później zeznał, zamachowców było dwóch, więc został aresztowany wójt Mazur Stanisław, proboszcz parafii Siedliszcze, ksiądz Szyszko Ludwik, nauczyciel szkoły w Siedliszczu, Adam Franecki, jako że wygłosił kilka mów antyhitlerowskich jeszcze przed rozpoczęciem wojny i jeszcze trzech innych. Zostali wywiezieni do Lublina i tam rozstrzelani w listopadzie tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku. O ile się nie mylę, to były pierwsze ofiary hitleryzmu na Lubelszczyźnie w trzydziestym dziewiątym roku.
Podobne wpisy
- Barbara Czmuda czyta wspomnienia dziadka - cz.3
Ciąg dalszy wspomnień Stanisława Nieworaja, od roku 1943.
- Barbara Czmuda czyta wspomnienia dziadka - cz. 2
Ciąg dalszy wspomnień Stanisława Nieworaja, od roku 1940.
- Opowiada: Pani Zofia. Fragment rozmowy - 2
Temat rozmowy: wspomnienia z czasów wojny i okupacji